01. The Temple Of The Crescent Moon
02. Equinox Of The Gods
03. Until The Hellhounds Sleep Again
04. Will They Come?
05. Lucienne
06. Summertime Is Gone
07. Katarraktis Apo Aima
08. Raining Dead Angels
09. Misantropolis
10. Amanitis
11. Meliae
12. Via Dolorosa
13. Circles
14. Amanes



Można zauważyć pewien schemat w twórczości wielkich klimatycznych zespołów z lat 90. W pewnym momencie większość z nich skierowała się w kierunku muzyki lżejszej i bardziej przystępnej, czasem ze skutkiem lepszym (Anathema), czasem gorszym (Theatre Of Tragedy). W ostatnich jednak latach można zauważyć tendencję odwrotną: wiele z tych grup na powrót szuka swojego miejsca w świecie ciężkich riffów - i ponownie, czasem się to udaje (niezłe ostatnie płyty Moonspell czy Paradise Lost), a czasem nie (tu z przykrością muszę znów przywołać Theatre Of Tragedy).

A jak wygląda tutaj sytuacja Tiamatu? Wszyscy fani chyba zadawali sobie to pytanie w okresie przedłużającego się oczekiwania na nowe studyjne nagrania grupy. Owszem, pierwsze z tych stadiów przeszli, mieli okres łagodniejszy. Teraz zaś... nie mogą się chyba zdecydować, czy dać się dopaść drugiej tendencji. "Amanethes" wyraźnie rozpada się na dwie części. Pierwsza połowa albumu jest dość ciężka i metalowa (choć nie aż tak, jak w przeszłości bywało), druga zaś - raczej rozmarzona, gdzie wyraźnie odbijają się, też już na dobre wpisane w brzmienie zespołu, progresywne i psychodeliczne (przede wszystkim pinkfloydowe) fascynacje. Muszę się przyznać, że druga połowa płyty zrobiła na mnie lepsze wrażenie, jest oryginalniejsza i chyba jednak zrobiona z większym przekonaniem.

Coś o poszczególnych utworach - z jednej strony mamy tu leciutki "Meliae", który spokojnie znalazłby dla siebie miejsce w mainstreamie (czego wcale nie uważam za zarzut, bardzo miła piosenka), z drugiej - posępny (pyszny zresztą) xAmanes" i nieco zbliżony klimatycznie, trochę bardziej może melodyjny "Misantropolis", z trzeciej - dynamiczne "Equinox Of The Gods" i "Lucienne", z czwartej... no może wystarczy tego wymieniania, i tak chyba widać, że o spójności stylistycznej mowy tu być nie może. Pozostaje tylko pytanie, czy to wada, czy zaleta - odpowiedź zależy przede wszystkim od indywidualnych preferencji konkretnych słuchaczy.

W zasadzie trudno mi ocenić tę płytę: osobiście słucham jej z dużą przyjemnością, ale ja lubię bardzo różne dźwięki, nie tylko metalowe, i taka mieszanka stylistyczna jest dla mnie atrakcyjna. Jeżeli ktoś ma gust bardziej nakierowany na jeden typ brzmień, może mieć problem z przełknięciem albumu w całości - choć z drugiej strony, może przekona go to do poszukiwań i większego otwarcia się na różne gatunki?

Jeżeli szukacie stuprocentowo metalowej płyty, "Amanethes" może Was rozczarować. Jeżeli jednak potrzebujecie melodyjnej, nastrojowej i klimatycznej muzyki, warto sięgnąć po ten album.

Hanna Zając / [ 21.07.2008 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




wit [ witek666@tlen.pl ] 21-07-2008 | 21:20

album duzo lepszy niz pray czy skeleton skeletron


krzysiek [ zajączek@kickic.pl ] 22-07-2008 | 10:27

wymiociny i tyle clouds i wildhoney nie przeskoczą


Chidder [ tomek8754@wp.pl ] 08-10-2012 | 16:31

Dla mnie najlepsza płyta Tiamat. Piękne, klimatyczne granie :)






Tiamat
Amanethes

Nuclear Blast - 2008 r.




7,5/10



brak recenzji



© https://www.METALSIDE.pl 2000 - 2023 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!