Na pewno każdy z Was słyszał o polskim zespole Turbo. Na początku swej kariery grali przyjemnego hard rocka, ale ich trzecia płyta "Kawaleria Szatana" to już rasowy i czysty jak łza heavy metal. Album został wydany w 1986 roku i była to pierwsza polska stricte heavy metalowa płyta. Co prawda w podziemiu działało sporo metalowych grup, bardzo znane swojego czasu było TSA, ale to nieco inna kategoria, za sobą debiut miał zespół Kat, ale to właśnie Turbo dzierżyło palmę pierwszeństwa. Album nagrany w klasycznym składzie: Grzegorz Kupczyk, Bogusz Rutkiewicz, Wojciech Hoffmann i Andrzej Łysów oraz Alan Sors na perkusji (Turbo zmieniało perkusistów jak rękawiczki), to prawdziwe heavymetalowe arcydzieło. 9 klasycznych kompozycji, inspirowanych NWoBHM, szczególnie Iron Maiden, ale nie tylko, może uchodzić za wzór klasycznego heavy metalu lat 80. Gdyby w momencie wydania album ten został odpowiednio wypromowany i wydany na zachodzie (co wówczas w Polsce było prawie niemożliwie) to ich kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej i dziś mogliby mieć status podobny do Iron Maiden, Manowar, Helloween, Accept i innych legend. Ale póki co Turbo legendą jest tylko u nas.
Płytę otwiera znakomita, wściekła wręcz kompozycja "Żołnierz Fortuny", bardzo szybki, z doskonałym riffem, i fajnym zwolnieniem w refrenach. Takie zmiany tempa (ciekawe czyj to patent?) będą znacznie częściej, co dodaje dodatkowego smaku tej muzyce. Kolejny to nieco wolniejszy "Dłoń Potwora", dalej niesamowity "Sztuczne Oddychanie", bardzo szybki i ciężki, nieskomplikowany riff, w ogóle bardzo prosta kompozycja, ale genialna w swej prostocie, tyle w tym czadu i ognia, że po prostu nie da się spokojnie usiedzieć. Dalej mamy "Kometę Halleya", powolny, kroczący, majestatyczny numer, rozpoczyna go perkusyjno-basowy wstęp, a zaraz potem gitarowy ogień. Hoffmann i Łysów, gitarowy duet, poczyna sobie znakomicie, grają bez żadnych kompleksów, zdecydowanie najlepsi polscy wioślarze, którzy nie ustępowali bardziej znanym kolegom z kontynentu. Wspaniałe solówki, w "Komecie Halleya" doszukać się można inspiracji Wolfem Hoffmannen z Accept (ciekawe czy to tylko zbieżność nazwisk?), a w innych numerach słychać echa Murraya, Smitha, można na upartego dopatrzyć się też Judas Priest. Kolejne numery to dwie części "Kawalerii Szatana", obie bardzo dobre, choć może dwójka nieco lepsza, "Wybacz Wszystkim Wrogom", gdzie Kupczyk wykrzykuje bardzo pacyfistyczny, napisany przez siebie tekst. W ogóle teksty nie są jakimś specjalnym odkryciem, typowe heavymetalowe liryki, ale wtedy to było coś! "Ostatni Grzeszników Płacz" - również wspaniała kompozycja, ze zmiennym tempem i świetnymi solówkami i partiami wokalnymi Grzegorza. Wiadomo, że Kupczyk to pierwszy gardłowy w tym kraju, naprawdę bardzo dobry wokalista. Ostatni na płycie to instrumentalny utwór "Bramy Galaktyk".
Album ten jest uważany przez bardzo wielu ludzi, dziennikarzy, fanów i fachowców jak i samych muzyków za najlepszy polski album heavy metalowy (wg mnie najlepszy jest "Oddech wymarłych światów" Kata, ale to już inna historia). Można się z tą opinią zgadzać lub nie, faktem jest że mamy do czynienia ze znakomitym, rasowym heavymetalem lat 80. Jeżeli jest jeszcze ktoś, kto nie zna tej płyty, to szczerze polecam, zwłaszcza że można bez problemu nabyć zremasterowaną edycję za naprawdę przyzwoite pieniądze. Absolutna klasyka. I jedyne do czego można się przyczepić (nie mogłem tego pominąć) to naprawdę koszmarna okładka. Takiego badziewia dawno nie widziałem, na szczęście muzyka w pełni to rekompensuje.
Ralf / [ 14.02.2004 ]
|