Od razu przyznam szczerze. Na poważnie zacząłem interesować się Sacriversum po wydaniu "Mozartii" i koncercie na Dark Stars w 2003 roku, gdzie kapela praktycznie zmiotła pozostałe zespoły (a mieliśmy tam przecież śmietankę naszej sceny "klimatycznej"). Oczywiście poprzednie krążki gdzieś tam słyszałem, ale nie było to jakieś konkretne "studiowanie" materiału. Wspomniany koncert i "Mozartia" kazały jednak mieć się na baczności. Zapytacie, czemu zatem przed konfrontacją z "Sigma Draconis" nie poznałem dokładniej poprzedników? Ano dlatego, iż wokal Kate jakoś niezbyt mi podchodził, wszystko poza nim było naprawdę bardzo dobre, ale nie wiedzieć czemu akurat ten element skutecznie powodował, że Sacriversum jakoś nie dostało swojej szansy. Sytuację miał odmienić jednak nowy krążek...
Pierwsza sprawa o której napiszę to traktowana po macoszemu promocja nowego krążka, nie wiem czy warto pisać o takich rzeczach ale fakt jest faktem i promosa jak nie widać tak nie widać. Dobrze, że zespół podjął inicjatywę promowania się samemu, bo tak wyszłaby klapa. Nie wiedzieć czemu "Sigma Draconis" traktowana jest jako coś z "drugiego rzędu"... paradoksalnie moim zdaniem będąc jednym z najlepszych albumów naszej sceny w 2004 roku, w porównaniu z "topowym" Delight po prostu miażdży! No ale przechodzimy do sedna sprawy, niech słuchacze ocenią sami co warto promować co nie.
Największą radość podczas obcowania z nowym dzieckiem łódzkiej formacji sprawiły mi wokale Kate. Biję się w pierś i przyznaję, że wokalistka zrobiła naprawdę duże postępy. Śpiew Kasi jest naprawdę mocny i silny, ciężko zauważyć tutaj jakieś anielskie, podniosłe wokalizy. Wokalistka inaczej podeszła do sprawy i chwała jej za to, może dzięki temu bardziej przekonałem się do barwy jej głosu? Nie wiem... wiem za to, że te wokale muszą się podobać! Ciągnąc dalej temat, mamy oczywiście typowo death'owe ryknięcia i black'owe skrzeki. Rewolucji nie ma i dobrze. Poza tym Sacriversum jakby dojrzało, słychać w tej muzyce przepych i wiele pomysłów. Muzycy czasami łoją sobie naprawdę solidnie, innym razem zabierają nas w ciekawe, miejscami zakręcone, muzyczne podróże. Łodzianie sprawnie przechodzą z mocniejszego grania do klimatycznych i wolnych fragmentów. Numery wypełnione są całkiem fajnymi solówkami, riffowo ten krążek też ma sporo do przekazania. Krótko mówiąc. nie ma się do czego przyczepić.
Warto wspomnieć o aranżacjach, bo te naprawdę są zrobione z głową i pomysłem. Numery są pokręcone, naładowane różnymi emocjami, płyta ma sporo do zaoferowania. Nie ma siły, że odkryjecie to po kilku przesłuchaniach. W "Sigma Draconis" trzeba się "wbić", muzyka "lekka, miła i przyjemna" to nie jest. Wracając zatem do początkowych słów tego wywodu, dziwi mnie ogromnie, że krążek ten został potraktowany tak, jak został. To smuci, ale pamiętajcie... nie zawsze reklamowane i promowane jest dobre... w tym wypadku jest wręcz odwrotnie. Polecam!
Krzysiek / [ 25.01.2005 ]
|