Forma Holy Mother spada, niestety ale z bardzo dobrej kapeli Amerykanie stali się zespołem, który nie prezentuje już wiele ciekawego. Muszę przyznać, że mocno zawiodłem się na "Agoraphobia". Już poprzedzający ją "My World War" nie był jakimś świetnym krążkiem ale przynajmniej kilka numerów potrafiło mocno zainteresować słuchacza. Tutaj muzycy jakby zatracili swoje umiejętności. Najlepszy numer z "Agoraphobia" nie może się równać z najgorszym ze świetnej "Toxic Rain" a to już o czymś mówi.
Nie wiem co jest powodem tego, że ten krążek mi nie wszedł. Jakoś "Toxic Rain" i "Criminal Afterlife", w pewnym stopniu także "My World War" dawały poważnego kopa i masę energii. Te płyty nie pozwalały spokojnie usiedzieć w miejscu. Uwielbiam muzykę, którą Holy Mother prezentowało do niedawna, czyli szybką, bardzo melodyjną, mocną i konkretną. Bez zwykłego owijania i wielkiej wirtuozerii. Co z tego, że to wszystko pachniało Judas Priest i Dio, ale numery te porażały a o to chodzi. Na "Agoraphobia" praktycznie nie ma ani jednego takiego utworu. Jakoś uciekł muzykom ten "pazur" i drapieżność znana z poprzednich produkcji. "Agoraphobia" wydaje mi się jakaś przekombinowana i nagrana na siłę. Nie czuć tutaj tej radości z grania. Krążek nie dość, że krótki (niecałe 40 minut) to jeszcze potrafi znudzić. Cholera nie spodziewałem się tego po tych chłopakach, naprawdę się nie spodziewałem.
Pastwię się ostro na tym krążku ale niestety jasnych momentów nie ma tutaj za wiele. Oczywiście największy atut Holy Mother to wokalista Mike Tirelli. Facet świetnie wykonujący swoja robotę. Każdy kto słyszał poprzednie wydawnictwa Holy Mother lub produkcję Messiah's Kiss gdzie Mike również śpiewa wie, że wokalista z niego świetny i to nie ulega wątpliwości. Nic tu jednak po nim gdy kompozycje są pozbawione jaj i polotu. Nawet tak świetny numer jak "Never Say Die" wiadomego zespołu wypadł jakoś blado mając na uwadze genialnie zagrane covery z poprzednich płyt: "Holy Diver" i "You've Got Another Thing Comin'". Krążek niby dobrze wyprodukowany, niby dobrze zagrany ale czegoś mi tu brakuje. Chyba tych uderzających w słuchacza kawałków w stylu "Toxic Rain", "Live To Die", "The Rage", "Criminal Afterlife", "Cycle Of The Sun". Niestety nie ciągnie mnie by często wracać do tego materiału. Poprzednie krążki Holy Mother męczyłem dosyć długo, ten przesłuchałem kilkanaście razy i po prostu mi się znudził. Powtórzę to jeszcze raz, zawiodłem się.
Jeżeli podobały Ci się poprzednie albumy to nie odradzam kupna "Agoraphobia" gdyż każdy ma swój gust i możliwe, że ten materiał komuś się spodoba. Jeżeli jednak od jakiegoś czasu zamierzałeś posłuchać jakiegoś krążka Amerykanów to zdecydowanie odradzam rzucenie na pierwszy ogień właśnie najnowszego dzieła. Moglibyście skreślić ten zespół a zaręczam, że "Toxic Rain" i "Criminal Afterlife" to bardzo dobre krążki. Wielka szkoda, że "Agoraphobia" nie zbliżyła się nawet do ich poziomu. Z bólem serca ale ocena taka jak krążek.
Krzysiek / [ 03.12.2003 ]
|