01. Shadowminds 02. Days of the Lost 03. The Needless End 04. Conditional 05. In Broken Trust 06. Gateways 07. A Truth Worth Lying For 08. Feel What I Believe 09. Last of Our Kind 10. The Most Alone
Tęsknicie za In Flames, które grało swój "gothenburgski" metal? Za tymi fajnymi melodiami i szorstkim wokalem? Wiecie, a może pamiętacie nawet jak oni grali na płytach "Colony", czy "Whoracle"? A teraz ciut bardziej serio, jeśli lubicie takie granie, to The Halo Effect ma dużą szansę i Wam podpasować.
O zespole złożonym z byłych muzyków In Flames mogliście usłyszeć przy okazji niedawnego koncertu Amon Amarth i Machine Head - bo pełnili na nim rolę supportu. A ile jest tego In Flames w The Halo Effect? Oj, sporo właśnie, bo popatrzcie: gitarzysta Jesper Strömblad (założyciel IF grał tam w latach 1990-2010) i druga gitara Niclas Engelin (1997-1998 i 2011-2021). Ponadto basista Peter Iwers (1997-2016) i perkusista Daniel Svensson (1998-2015). Noż kurde, co więcej dodać? Ta ekipa ma w swoich paluchach kilka dobrych wypieków, prawda? A dodajmy od razu wokalistę, którym jest Mikael Stanne z Dark Tranquillity.
Co mogłoby pójść nie tak w takim składzie? No w zasadzie wszystko, bo mogłoby się okazać, że ekipa dawno już się wypaliła i nie ma nic ciekawego do pokazania światu. Na szczęście tak nie jest i panowie z The Halo Effect sprezentowali fanom całkiem fajny album. Dokładnie, słucham "Days of the Lost" od jakichś dwóch miesięcy i z ostatnich nowości (Blind Guardian, Megadeth, Grave Digger, Arch Enemy, Amon Amarth) jest w pierwszej dwójce najczęściej słuchanych przeze mnie.
No dobrze, bo pewno jesteście ciekawi co tam muzycznie na tym krążku słychać. A sporo dobroci jak już się domyśleliście. "Days of the Lost" to lekko sentymentalna podróż w końcówkę lat 90-tych. Ale spokojnie, nie ma mowy o jakimś odgrywaniu tych samych patentów, czy też coverowania samego siebie. Słychać i czuć, że to granie wyszło w 2022 roku. Muzycy wycisnęli esencję z tych starych płyt i ubrali to w nowe wdzianko. Nie brakuje delikatnej (powtarzam: delikatnej) nowoczesności w postaci elektroniki, która dodaje klimatu i robi za tło. W dosłownie jednym numerze ("In Broken Trust") przebija się ona do pierwszego rzędu i robi to dobrze. Bo numer pachnie trochę starym graniem Tiamat, czy innego Samaela.
Poza tym odskokiem główną rolą grają "szwedzkie" riffy, miodne melodyjki (dosyć oszczędnie serwowane) i sporo świetnie poprowadzonych wokali. Otwierający płytę "Shadowminds" jest ogólną zapowiedzią tego co nas czeka dalej, ale nie dajcie się zwieść, bo numer dwa (czyli utwór tytułowy) robi jeszcze lepszą robotę. Naprawdę można się "machnąć" i zapomnieć jakiego zespołu słuchamy. Kawałek uszyty świetnymi riffami, kapitalną gitarą pod refrenem i podlany odpowiednią melodyjnością. Do tego te mini zwolnienia i szorstki wokal Stanne. Solo? Wiadoma sprawa! Niby takie sprawdzone patenty, a tak kapitalnie to wszystko zebrane! Tym kawałkiem The Halo Effect mają mnie w garści. Ale nie tylko tym, bo siłą tego materiału jest jego różnorodność, pomimo upakowania w dosyć ciasnej szufladce.
Czasami jest bardziej klimatycznie: "The Needless End" ze świetnym śpiewem Stanne, podobnie jest w "Gateways", które ciut kontrastują z bardziej retro "A Truth Worth Lying For" (fajne czyste wokale w refrenach), czy "Feel What I Believe". Ten materiał to taka trochę mieszanka starego z nowym. Mocno czuć tu stare In Flames, czy środkowe Dark Tranquillity. Nie brakuje też nowoczesności, bo jednak "Days of the Lost" ani przez moment nie "trąci myszką".
Przed premierą tej płyty zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać po tych muzykach. Totalnie nie miałem pojęcia jakie dźwięki otrzymamy. Szczerze - nie oczekiwałem niczego i postanowiłem, że w odpowiednim czasie po prostu sprawdzę co w trawie piszczy. Okazja trafiła się przednia, bo The Halo Effect zagrali na tegorocznym Wacken i zaprezentowali cały materiał zawarty na płycie. Oczywiście cztery numery nie były dla mnie tajemnicze, bo wcześniej ukazały się w formie teledysków. Ale to co usłyszałem na żywo zdecydowanie mnie kupiło. Tak samo jak i ja kupiłem tę muzykę i przyznaje się, że CD dosyć często gości w moim odtwarzaczu.