01. Jailbreak
02. Angel from the Coast
03. Running Back
04. Romeo and the Lonely Girl
05. Warriors
06. The Boys Are Back in Town
07. Fight or Fall
08. Cowboy Song
09. Emerald



Zagrajmy w małą grę: ja zadam pytanie, a Wy podajcie pierwsze nazwy, które wpadną Wam do głowy, ok? Pytanie brzmi: jakie zespoły wpłynęły na rozwój heavy metalu? No i jak? Co Wam ślina na język przyniosła? Deep Purple? Black Sabbath? Judas Priest? No pewnie. Na przestrzeni lat swoje trzy grosze dołożyły jednak także i inne grupy, nierzadko mające dziś status kultowych. Chociażby Thin Lizzy, która należy do klasyki, choć jednak nie na każdej półce kolekcjonera stoi. A powinna. A już zwłaszcza wydany w 1976 roku jej szósty krążek: "Jailbreak".

Od razu, tak prosto z mostu powiem Wam, że "Jailbreak" to jedna z silniejszych pozycji w dyskografii Irlandczyków. Otrzymujemy tutaj 9 kompozycji, których czas trwania nie przekracza 36 minut. Niezbyt długa płyta, ale jednocześnie nie jest to żaden wyjątek dla Thin Lizzy: chłopaki nigdy nie próbowali na siłę czegoś dorzucać czy rozciągać poszczególnych kawałków, by zyskać trochę więcej sekund. Nie ma tutaj też hałaśliwego brzmienia, przytłumiającego basu czy powpychanych gdzie tylko się da ozdobników - tego wszystkiego, co potrafi mnie wkurzyć w nowszych wydawnictwach. Każdy dźwięk jest przemyślany, każdą partię doskonale słychać, a jeśli od czasu do czasu pojawia się jakaś "pustka" wśród np. gitar, to daje nam ona okazję złapać nieco oddechu i skupić uwagę chociażby na pracę sekcji rytmicznej. Muzyka Thin Lizzy to z jednej strony dość prosty konstrukcyjnie hard rock/heavy metal, ale z drugiej: to granie wyjątkowo "czyste", szczere, takie od serca.

Na "Jailbreak" trafimy na jedne z największych hitów Thin Lizzy - i pomimo upływu lat ciągle sprawiają one kupę radochy. Wiadomo, utwór tytułowy okraszony tym charakterystycznym stylem śpiewania Lynotta (który bardziej przypomina melorecytację) to klasyk: fajny riff, prosty, wpadający w ucho refren - kawałek szybko zostaje w główce. Podobnie jak melodyjny (ach, ta gitara po refrenie!) "The Boys Are Back in Town" - może i nie jest to zbyt wyszukane granie, ale jakże efektywne! Nie można także nie wspomnieć o mojej ulubionej kompozycji z całej dyskografii zespołu: "Cowboy Song". Wstęp przypominający country, po którym basik i gitara wygrywają motyw, którego nie da się później wyrzucić z pamięci. Do tego świetny refren, kapitalne (bo dwie!) solówki i zaskakujące zastopowanie numeru na fragment skrojony wręcz do pośpiewania i klaskania na koncertach. A że widziałem ekipę Downey'a i Gorhama, to mogę potwierdzić: to rzeczywiście magiczny moment na żywo!

To te oczywiste hity - a co z resztą tracklisty? W nieco funkowym, pewnie prowadzonym przez Downey'a "Angel from the Coast" pięknie uzupełniają się partie Gorhama i Robertsona - to numer lekki i przyjemny. W nieco wolniejszym "Running Back" usłyszymy subtelne dźwięki saksofonu, a klaskanie pod koniec nada temu melodyjnemu utworowi lżejszy ton. "Romeo and the Lonely Girl" przejmuje z kolei Phil, któremu udaje się uchwycić w głosie tę nutkę nostalgii. Pochwalić muszę także i tekst kompozycji, ze słowami "Never judge lovers by a good looking covers" na czele. A co kończy płytę? Metalowy kop w szczękę w postaci ciężkiego "Emerald", w którym miast refrenu mamy interesujące złamanie rytmu. A gdzie "Warriors" i "Fight or Fall"? Te numery zostawiłem na koniec, gdyż akurat one nie robią na mnie większego wrażenia. Ten pierwszy jest nieco hard rockowy, w jego końcówce pojawia się fajny gitarowy motyw, ale na tle innych ani nie ziębi, ani nie grzeje. Podobnie jak ta druga kompozycja: spokojna, choć na dłuższą metę nudna balladka.

Na szczęście te dwie słabsze pieśni szybko przelatują i nie są w stanie popsuć pozytywnych wrażeń powstałych przy obcowaniu z pozostałymi częściami składowymi "Jailbreak". Ostatecznie to znakomita, cudownie archaiczna pod względem brzmienia płyta, którą wielbicielom klasycznego rocka i metalu polecić mogę z czystym sercem. Jeśli wcześniej Thin Lizzy znaliście tylko z coveru Metalliki (co ciekawe, numer Thin Lizzy to wariacja na temat irlandzkiej folkowej pieśni), to "Jailbreak" może być świetnym startem przygody z twórczością tej dublińskiej ekipy. Są tu bowiem wszystkie charakterystyczne elementy jej stylu. Stylu, którego nie da się nie pokochać.

Emerald:



Tomasz Michalski / [ 25.05.2022 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Thin Lizzy
Jailbreak

Vertigo Records - 1976 r.




8,5/10



brak recenzji



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!