Pomimo faktu życia w niezbyt wesołych czasach muzycy Trollfest dobrego humoru tracić nie zamierzają. Prześmiewcza ekipa dowodzona przez Mr. Seidela i Trollmannena ciężko pracuje nad swoim kolejnym studyjnym wydawnictwem, które powinno ukazać się jeszcze w tym roku. W marcu formacja wypuściła z kolei limitowaną EP-kę, na której nie tylko robi sobie jaja z superbohaterów, ale też w swoim stylu przerabia kawałki, które z metalowym światem za bardzo się nie kojarzą. Jak wyszło to mniejsze wydawnictwo? Sprawdźmy!
EP'ka "Happy Heroes" ukazała się na rynku zarówno w wersji cyfrowej, jak i w formie bardzo ładnego, niebieskiego, siedmiocalowego winyla. I choć swój tekst opieram na materiale "zerojedynkowym", to od razu widać, że dzieli się on na dwie części (które na czarnym krążku są już fizycznie rozdzielone). Pierwszą jest ta "superbohaterska", rozpoczynająca się od jedynego autorskiego numeru w trackliście, a więc "Happy Heroes". Kawałek ten to dość proste, szalenie przebojowe granie z wesoło plumkającymi w tle klawiszami. Jest skocznie i tak... "alestormowo". Następnie przeskakujemy do pierwszego coveru, którym jest utwór z repertuaru... Aqua. Tak, tego od "Barbie Girl". Pojawiają się żeńskie wokale od Sfinx (żona byłego gitarzysty Trollfest), których słodka barwa nieźle kontrastuje z krzykami Trollmannena. Sporo tutaj miłych melodii, cukru, lukru i innego pudru - takie "guilty pleasure".
Druga część wydawnictwa (a więc "strona B" na winylu), to już segment o szczęściu. Tutaj postanowiono popastwić się nad dwoma kompozycjami, od których w zasadzie nie da się uciec - każdy je zna. Na pierwszy ogień poszedł Bobby McFerrin ze swoim "Don't Worry Be Happy", który pomimo niezmienionej melodii może zszokować fanów oryginału. O ile bowiem pierwsze zwrotki jeszcze wykonano "po Bożemu" (choć muzycznie przypominają trochę "The Lion Sleeps Tonight" Solomona Lindy), to już death metalowy łomot w refrenie mocno zaskakuje i może być ciekawym elementem koncertowego show. Wydawnictwo kończy nie lubiany przeze mnie w oryginale "Happy" Pharrella - i jego metalowa wersja też do mnie nie przemawia. Bo choć kawałek jest oczywiście mocniejszy, a w jego dalszej części znajdziemy chociażby niezły breakdown, to jednak wciąż jest to ciągle ten sam, wałkowany w radio do porzygu kawałek.
"Happy Heroes" to wydawnictwo, którym zainteresować powinni się tylko najwierniejsi fani norweskiej grupy. W końcu na EP znajdą oni cztery niedostępne nigdzie indziej kawałki, do tego całkiem ładnie zapakowane. Osoby niezaznajomione z wcześniejszą twórczością Trollfest raczej jednak powinni pójść dalej. Od mini albumu raczej na pewno się bowiem odbiją, gdyż sporo tutaj słodziutkich melodii i takiego trochę niepoważnego podejścia do tworzenia dźwięków. Liczę na to, żeby na krążku było już trochę bardziej serio.