Batushka tu, Batushka tam - jedno, drugie, piąte oświadczenie... "Przepraszam, Pan tu nie gra, a przepraszam, ale to Pan tu nie gra" - jak na memie z dwoma popami. Przyznam, iż w pewnym momencie straciłem do tego wszystkiego zainteresowanie i najnormalniej w świecie odstawiłem na boczny tor. No ileż można... Meh.
Płyta "Litourgiya" z 2015 roku przypadła mi do gustu. Oczarowała mnie wschodnim klimatem i ogólnym pomysłem na ten black metal. "Hospodi" już nie miała takiego uroku i czaru debiutu, który był dodatkowo okraszony aurą tajemniczości. Krążka "Панихида" nie słyszałem. Jakoś tak wyszło, pewno przez to zmęczenie materiału, opisane we wstępie. No nic, czas na EP'kę opatrzoną tytułem "Раскол".
Patrząc na okładkę mamy dosyć oczywiste pierwsze skojarzenie z Rasputinem. Co bardziej wnikliwi wynajdą i drugie dno, ale nie o tym. Sama okładka, jak i szata graficzna wydawnictwa jest na bardzo dobrym poziomie. Schludnie, estetycznie i ciekawie. Czy to samo można powiedzieć o muzyce? Tu już jest różnie. Na krążek trafiło pięć kompozycji o tym samym tytule (różnica tylko w numeracji), czyli zabieg taki sam jak na sławnym debiucie. Co ciekawe "Ирмос" (Irmos) oznacza "łączenie, połączenie", co z tytułowym "podziałem/rozłamem" zdaje się lekko wykluczać. Jednak opierając się na zapowiedziach artystów (bo znawca tego tematu ze mnie żaden) - teksty są oparte na księdze, która w XVII wieku została wyłączona z obrządku liturgicznego i po części spowodowała rozłam w kościele prawosławnym (tak zwaną "Wielką Schizmę"). Łatwo też podstawić to wszystko do obecnej sytuacji na linii Krysiuk-Drabikowski. Irmos to swojego rodzaju hymn śpiewany w czasie wschodniego obrządku. Łączymy kropki i mamy pieśni liturgiczne oparte na "zakazanej" księdze. Uff...
A co przynosi nam muzyka? Zaskoczenia najmniejszego nie ma - gęsty i momentami zagmatwany black metal przeplatany zwolnieniami okraszonymi cerkwicznymi chórami i innymi elementami liturgii. Muszę z żalem przyznać, iż nie ma tych wszystkich subtelnych dodatków, którymi cechowała się "Litourgiya". Po prostu brakuje tych wszystkich dzwonków, kołatek i innego tałatajstwa. Chór też gdzieś schowany za ścianą gitar, perkusji i skrzekiem wokalu. Właśnie - brzmieniowo to jest lekkie niedociągnięcie. Brakuje przestrzeni i głębi. Więcej surowości i ścisku.Zdecydowanie na plus te wszystkie wolniejsze fragmenty. One budują klimat i robią mi robotę. Z przyjemnością zanurzam się w tych lekko doomowych klimatach i pozwalam odpłynąć sobie gdzieś daleko. Najlepszym tego przykładem jest kompozycja "Ирмос III" - cały numer ma taki doomowy posmak i czaruje klimatem. Podobnie jak początkowa część "IV" - ależ to jest dobre! Te szybsze, mocniejsze fragmenty nie zawsze podchodzą mi w całości. Czasami po prostu to jest taka trochę naparzanka, dla naparzanki. ale co kto lubi.
Pięć kompozycji, trzydzieści minut grania - dosyć krótkie jest to nabożeństwo. Z jednej strony nie ma przesytu, z drugiej może pozostać niedosyt. Jak znam życie - zdania będą podzielone, tak jak i cała Batushka się podzieliła. Słuchając tej, czy innej płyty nie wnikam kto w tym sporze ma rację, kto jest bardziej "prawilny", a kogo... a zresztą chrzanić to. Wracam do słuchania muzy, a ta daje trochę przyjemności i to jest przecież najważniejsze. A czy ją wydał pan K., czy pan D. - szczerze mówiąc, dla mnie to jest mało istotne. Ja te płyty stawiam koło siebie na półce i słucham ich w zależności od nastroju i potrzeby chwili. Bez zaglądania sroce pod ogon, czy jak to tam było. Polecam podobne podejście. Podobnie jak EP'kę "Раскол". Ja jej słucham z przyjemnością.