01. Stuck Between Dimensions 02. 82 03. Purify 04. Slice of Life 05. The End of Every World 06. Interludium 07. Disgust(um mobile) 08. Ich Weinte 09. Hide 10. [R-!-E]lentless 3
Kontagion to bydgoski skład poruszający się po zimnych, pozbawionych życia krajobrazach industrialu. Początkowo był to side-project muzyków grindcore'owego Unborn Suffer, ale po kilku zmianach w składzie urósł on do miana pełnoprawnego zespołu. Dość powiedzieć, że wydawnictwo, które chciałbym Wam przedstawić to już trzeci pełny album w dorobku tej formacji. Płytka zatytułowana "Kontagion" jest jednocześnie debiutem na rynku MOANS Music - prowadzonej przez Andrzeje Choromańskiego stajni, mającej wspierać kapele grające nieszablonową muzę. Czy twór Sfensona i spółki można jednak do tego grona zaliczyć?
Album w wersji fizycznej ukazał się w jewel-case i został okraszony całkiem ciekawą i, jak się miało okazać, spójną z prezentowaną muzyką szatą graficzną. Na froncie znajdziemy (dość dziwne) zdjęcie Emilii Osiekowicz, bazujące na jej własnej instalacji artystycznej, natomiast z tyłu: tracklistę, w której poszczególne tytuły zostały napisane markerem na oderwanych fragmentach różnych kartek. W środku znalazło się miejsce na grubą książeczkę, w której brudu jeszcze więcej: w nastrój wprowadzają zdjęcia reliktów minionej epoki, opuszczonych miejsc i urbanizacyjnego chaosu. Obok teksty wszystkich utworów, które są chyba jedynym elementem, do którego mogę się przyczepić - wyglądają one tak, jakby przypomniano sobie o nich w ostatnim momencie.
Zamykająca się w granicach 50 minut muzyka "na szybko" przygotowana już nie została i choć niekiedy sprawia ona wrażenie równie chaotycznej, jak otaczająca nas rzeczywistość, to jednak jest tutaj jakiś głębszy zamysł - cel, do osiągnięcia którego dążono. Muzycznie mamy tu do czynienia z zimnym industrialem, przemieszanym z różnymi gatunkami metalu. Mechaniczne brzmienia oraz dziwaczne sample idą tu więc pod rękę z groove-metalowymi gitarami (jak np. w "Slice of Life" lub "Purify") czy niemal djentowymi riffami (jak w "Hide"). Dodajcie do tego liczne zmiany tempa i niekiedy mocno "odklejone" zagrywki na perkusji i otrzymacie muzę, która pozszywana z różnych, wydawać by się mogło, nie pasujących do siebie elementów, tworzy dość intrygującą i jednak mającą sens całość.
Mimo iż na trzecim albumie Kontagion znajdziemy kilka numerów, które będą próbowały zawiesić mózg odbiorcy nadmiarem bodźców słuchowych (włączcie "Disgust(um mobile)"), to jednak dla mnie okazał się on... całkiem przystępny. Może to dlatego, że słuchałem już dziwniejszych rzeczy, a może wynika to z faktu, że mimo wszystko trafi się tutaj również i sporo fragmentów bardziej melodyjnych. Pojawią się m.in. fajne klawisze w "Stuck Between Dimensions", wwiercająca się łeb elektronika w "Ich Weinte", ładne gitary w "Hide" - całkiem fajnie to siedzi. Zastrzeżenia mogę mieć jedynie do wokali - te mnie niestety specjalnie nie przekonują. Jest tu parę ciekawych fragmentów, które gdzieś się wybijają (a i grindowe doły Sfensona kiedy trzeba "robią robotę"), ale jednak przydałby się w Kontagion frontman z krwi i kości.
Trzeci album Kontagion zawiera muzę niszową, skierowaną do dość wąskiego grona odbiorców, w której dominuje nieszablonowe podejście do tworzenia dźwięków. Nie wszystko jeszcze tutaj "gra i trąbi" w sposób, w jaki bym sobie tego życzył, ale jednocześnie jest na tyle intrygująco, że warto zachęcić do sięgnięcia po ten krążek. Oczywiście zdaję sobie przy tym sprawę z tego, że większość z Was odbije się od niego jak od betonowej ściany, no ale taki już los tych "niestandardowych" dźwięków. Dobrze jednak, że powstają takie stajnie, które próbują zarazić nimi większą ilość osób... No bo wiecie, w końcu "Kontagion"... Załapaliście, nie?