Slaidize - "Najważniejsza jest opowieść"


Na początku był Slaid. Projekt ten założony został w 2015 roku przez Rafała Litwina i zakładał zmienny osobowy skład. To właśnie pod tym szyldem otrzymaliśmy trzy niezwykłe krążki, na których usłyszeć mogliśmy muzyków związanych z m.in. [4672], Atrocious Filth czy Grawer Pasieka. Najnowszy, wydany pod koniec 2023 roku za pośrednictwem MOANS Music album "Ty" to nie tylko zmiana nazwy, ale także i samej formuły. Slaid przeistoczył się w Slaidize. Przestał być przy tym projektem - stał się duetem. Nie zmieniło się tylko jedno: to dalej intrygująca, klimatyczna, ciężka do sklasyfikowania muzyka. Muzyka, która zainteresowała mnie na tyle, że postanowiłem poznać bliżej jej twórców. Zapraszam do świata Slaidize - naszymi przewodnikami są Rafał Litwin i Ewelina Lewandowska!





MetalSide: Po premierze nowego albumu można zakrzyknąć: "umarł Slaid, niech żyje Slaidize". Zanim jednak przejdziemy do zmiany nazwy, to zacznijmy od czegoś luźniejszego: co robiliście na planie filmu Wojtka Smarzowskiego? Jak wrażenia?

E: Myślę, że jeśli masz prawdziwego świra na punkcie kina, to koniec końców trafiasz na plan filmowy. Jeśli masz szczęście, trafiasz na plan Smarzowskiego. Tak było i w naszym przypadku. Wzięliśmy udział w zdjęciach do filmu "Dom dobry". Prace nadal trwają, a premiera planowana jest na przyszły rok. Wrażenia? Bywałam już na planach innych produkcji, ale u Smarzowskiego panuje wyjątkowo przyjazna i twórcza atmosfera.

To teraz możemy przejść do głównego tematu rozmowy, a więc "debiutu" Slaidize. Dlaczego doszło do zmiany nazwy?

R: Nazwę zmieniliśmy z powodów techniczno-piarowych. Jak lata świetlne temu powstawała nazwa Slaid, w wynikach wyszukiwań w Internecie była tylko ona. Niestety popularność muzyki country to zmieniła i w pewnym momencie hasło Slaid nie prowadziło do nas, tylko do Austin w Texasie. Myśl o zmianie nazwy towarzyszyła mi już od czasu, gdy wydawaliśmy "NIMB", jednak dopiero wypuszczając "Mirage" byłem pewny, że chce to zrobić pod nową nazwą. Tym bardziej, że "Mirage" miała wyznaczać nową drogę.

E: Jak dla mnie moglibyśmy tworzyć nawet bez nazwy albo za każdym razem pod nowym szyldem. Ale rozumiem, że ciężej byłoby wtedy wskazać na nas palcem czy wygooglować. W moim odczuciu nazwa określa jakąś stałość, zamyka w ramach. Łatwiej więc nazwać coś, co w tych ramach trwa. Na przykład napisaną już książkę. A my do naszej chcemy jeszcze kilka rozdziałów dopisać. Słyszałam kiedyś o zespole "Liszaje". Zaciekawiła mnie ta nazwa. Swędzi w ucho i nie tylko. Szkoda, że jest już zajęta (śmiech).

Slaid najpierw był projektem Rafała - teraz jest już duetem. Ewelina pojawiła się gościnnie na "Le Rêve" i "NIMB". Jak w ogóle się poznaliście? Rafał, kiedy dotarło do Ciebie, że to jest ta brakująca część układanki?

R: Był moim projektem na "Triptronic", gdzie nie do końca jeszcze wiedziałem, o co mi chodzi. "Sands" nigdy nie powstałby w takiej formie, gdyby nie przygoda z Atrocious Filth i odrzuty z sesji "Moans". Więc też trudno mówić o solowym projekcie. Tworząc ten album wiedziałem, że chce na nim słyszeć wokalistów. Chciałem jednak za wszelką cenę uniknąć jednego głosu na całym albumie. Dzięki Piotrkowi i Tomkowi to się udało. Jednak było mi mało i bardzo chciałem, by dopełnieniem był głos kobiety. A jak pewnie wiesz, że jak bardzo czegoś chcesz, to w końcu wszechświat ci to podaruje. Mieliśmy wspólnych znajomych, więc nasze drogi musiały się przeciąć. Tym bardziej, że czułem potrzebę wizualizacji muzyki a sam nie byłem w stanie tego robić. Po nakręceniu pierwszego video, było już jasne, że na tym się nie skończy. Do tego, gdy usłyszałem jej głos na żywo, wiedziałem, że to ten, którego szukam. Szybko dała się namówić, by poznać w swoim życiu nowe narzędzie, potocznie zwane mikrofonem. Lubię jej wrażliwość. Zapewnia różnorodność. Uwielbiam jej teksty. Śmiało mogę powiedzieć, że w pewnym sensie na "Ty" wyznaczyła nowy kierunek, którym Slaidize będzie podążać.

E: Tak myślałam, że Rafał poczuł to w momencie kręcenia naszego pierwszego video. Zaproponowałam wtedy, żeby podtopił mnie w wannie i poddusił plastikowym workiem. Widocznie tego mu wcześniej w Slaidzie brakowało.

Czy Ewelina udziela się w jeszcze jakichś muzycznych projektach? Gdzieś możemy ją zobaczyć/usłyszeć?

R: Nie! Jest tylko moja! Chociaż pojawiały się już sygnały typu: "Może teraz nagrałabym swoją płytę, albo piosenkę". Ciągle jej powtarzam, że świat jeszcze nie jest na to gotowy. Obawiam się jednak, że ta chwila w końcu nastąpi. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że chyba jestem jej ulubionym producentem.

E: Nie. Ze mną ciężko się pracuje. Myślę, że gdyby nie miłość i melisa mój ulubiony producent też by wymiękł.

Teraz mamy pierwszy album pod nazwą Slaidize, ale wcześniej pojawiły się dwie mniejsze rzeczy. W 2020 roku postanowiliście wypowiedzieć się na temat, który podpalił wręcz Polskę. Nie baliście się iść na "Wypierdalać" w politykę? Czy po prostu uznaliście, że są rzeczy, o których po prostu trzeba mówić?

R: Z mojego punktu widzenia, nie dało się tego przemilczeć. Wiem że Ev też to czuła. Chcieliśmy dać coś od siebie i tak w ciągu jednego dnia powstał ten krzyk. Sami braliśmy udział w tych marszach. Czuliśmy to samo. Wściekłość i chęć walki o fundamentalne sprawy. Ludzi napędzała złość. Doszło do skrajnych, niebezpiecznych emocji. Dlatego pojawiły się tak mocne słowa. Twoje pytanie jest szczególnie ważne przed nadchodzącymi wyborami. Jako dość młode demokratyczne społeczeństwo musimy dbać o to, by nieodpowiedzialni ludzie o skrajnych poglądach nie mieli wpływu na nasze życie. Dbajmy o nasz dom. Bierzmy udział w wyborach i wybierajmy mądrze.

E: Są tematy, o których chce się nie tyle mówić, co o nich krzyczeć. Czasem krzyczy się pod wpływem impulsu emocjonalnego. I tak było wtedy. Co do strachu, to nie przesadzajmy. W tamtym czasie inni ryzykowali o wiele więcej. My tylko nagraliśmy piosenkę.

W styczniu 2022 roku pojawiła się z kolei cyfrowa EP-ka: "Mirage". Skąd pomysł na takie mniejsze, muzycznie minimalistyczne wydawnictwo?

R: Wydarzenia tamtego okresu powodowały, że musiałem wyrzucić z siebie wiele negatywnych emocji. Sposobem na to okazała się samotność w studiu, gdzie powstały te dwa utwory. W tym okresie nie byłem w stanie pracować nad czymś obszerniejszym. Dalej z perspektywy czasu wydaje mi się, że podjąłem słuszną decyzję. Cały album z takim przekazem byłby trudny do zniesienia. Przynajmniej dla mnie. Było we mnie tyle smutku, że ostatnią rzeczą jaką chciałem, to dzielić się nim ze światem. Szukałem innej formy przekazu. bardziej pozytywnej. "Mirage" tworzył naturalny most między mrokiem i światłem. Wydaje mi się, że tym materiałem zostawiłem za sobą ponurego siebie i zacząłem patrzeć na świat inaczej. I bardzo wiele wniosła tu Ev. Paradoksalnie, bo nie ma jej na tym materiale, pokazała mi, w którą stronę chcę iść.

E: Lubię ten materiał, bo jest czystym wyrazem uczuć i stanu ducha. No i słychać w nim najwrażliwszą część osobowości Rafała.

No i w końcu mamy ten pełny krążek. Kiedy w ogóle zaczęły się prace nad "TY"? No i co kryje się pod tym tytułem?


R: W sumie trudno to dokładnie określić, bo wszystko zaczęło się od stworzenia przestrzeni do realizacji albumu. Trwało to trochę i mniej więcej pokrywa się z okresem pandemii. Udało się zdobyć idealne do tego miejsce. Prawie całe ostatnie piętro w wieżowcu z panoramą na miasto. Zostało je zaadoptować akustycznie i wyposażyć w sprzęt. Niestety nie mieliśmy na to budżetu, więc wszystko było finansowane z bieżącej działalności, którą prowadzę. To powodowało, że cały proces się wydłużał. Jednak udało się i można było odpowiedzialnie nagrać "Mirage". Miałem już na tę chwilę kilka pomysłów na "TY", które ogrywałem na instrumentach. Programowałem maszyny i szukałem sposobów, by wszystko brzmiało trochę inaczej niż do tej pory. Dzięki temu na płycie jest sporo ciekawych rzeczy. W 2022 roku zaczęły powstawać pierwsze szkice. Ale cały materiał zaczęliśmy nagrywać na początku roku 2023. W nazwie albumu nie ma nic przełomowego, Znaczy dokładnie to, że jesteś. Tylko Ty wiesz, co się kryje w tobie. Resztę niech każdy sobie dopowie.

E: Ja ten okres wspominam jako niezłą fizyczną harówkę. Nie moją, ale Rafała. Własnoręcznie zbudował panele, targał wzmacniacze i tony innego sprzętu. Najtrudniejszym etapem budowy studia jest stworzenie właściwej akustyki przestrzeni. Nie każdemu się to udaje, a on zrobił to zawodowo. Na koniec dobierał nawet odcienie zasłon i dywanów. Mówi się, że mężczyzna powinien zbudować dom. No i zbudował.

Na "TY" za niemal wszystko odpowiadasz... no, Ty Rafale. Łącznie z miksem i masteringiem. Nie chciałeś, by ktoś z zewnątrz spojrzał na całość chłodnym okiem? A może jednak pojawiły się jakieś rady od przyjaciół zespołu?

R: Łącznie z budową studia, adaptacją akustyczną przestrzeni do pracy i sprzętem, który będzie w stanie zrealizować ten ambitny pomysł na płytę. Taki był zamysł. Chciałem mieć kontrolę nad całym procesem. Według mnie tylko tak jestem w stanie się rozwijać. Lubię wyzwania. Przyznam, że to było wyjątkowo duże i często myślałem, że nie podołam. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wiele rzeczy dałoby się zrobić lepiej, ale bardziej mam tu na myśli siebie niż kogoś z zewnątrz. Wydaje mi się, że tylko kontrola nad całym procesem może przynieść ciekawe i przede wszystkim świadome rezultaty. Może miałem pecha ale jeszcze nie spotkałem na swojej drodze nikogo, komu mógłbym powierzyć swój materiał z zaufaniem, że nie tylko nie spartoli ale wniesie coś wartościowego do końcowego procesu. Budując numer chcę mieć pewność, że nie straci swojego charakteru w procesie miksu czy nawet masteringu, co też jest możliwe. Chcę, żeby na końcu był taki jak miał być. Mam to ogromne szczęście, że pisząc partie perkusji, czy gitary wiem jak chcę ją zobaczyć w miksie i nie muszę tracić czasu na konfrontacje z osobami z zewnątrz. Oczywiście mam wsparcie w przyjaciołach, którzy zawsze chętnie mi pomagają dzieląc się wiedzą i tym razem bardzo mi pomogli. Przy masteringu czuwał nade mną Bartek Kuźniak. Oprócz pomocy technicznej, przygotował materiał do tłoczni. Oczywiście spojrzał na materiał swoim bardzo chłodnym okiem, jeśli wiesz, co mam na myśli. Nauczyłem się jednak przez te wszystkie lata, by ufać sobie. Nie dawać się zwieść opiniom. Oczywiście mam tu na myśli aspekt merytoryczny materiału, bo o ile w aspektach technicznych jestem otwarty na sugestie i zawsze podchodzę do nich z wielką uwagą, to w całej reszcie polegam tylko i wyłącznie na sobie.

E: Najpierw konsultował ze mną. Chłodne spojrzenie to moja specjalność.

"TY" to krążek wyważony, posiadający sporo ciekawych partii, ale nie przeładowujący słuchacza bodźcami. Kiedy wiesz, że to już koniec, że nie ma już sensu dopychać jeszcze czegoś do danej kompozycji? Bo odnoszę wrażenie, że wielu artystów nie potrafi powiedzieć sobie w odpowiednim momencie "stop"...

R: To moim zdaniem wynika z podstawowej wiedzy. Jak wiesz dokąd idziesz, używasz świadomych narzędzi, które zaprowadzą cię do celu. Jak nie masz celu, to błądzisz. Szukasz, ale nie wiesz czego. To powoduje, że cały proces, w większości przypadków staje się bardzo wyczerpujący. Jak nie wiesz jak korzystać z narzędzi, zamiast za ich pomocą naprawiać, psujesz. Żeby tego uniknąć potrzebne jest doświadczenie. Świadomość tego, co chcesz osiągnąć i jakie są na obecną chwilę dostępne narzędzia, które umożliwią realizację celu.

Zawsze budując numer chcę przekazać jakąś energię. Kiedyś robiłem to za pomocą hałasu. Dziś staram się osiągać to w bardziej uporządkowany sposób. Najważniejsza jest opowieść. Do jej przekazania potrzebujesz kompozycji. Do jej stworzenia potrzebujesz korelacji nutowych, które przekażą emocję. A same nuty… Jeżeli za pomocą fortepianu jesteś w stanie przekazać to co chciałeś, to znaczy, że jest dobrze. Teraz tą opowieść możesz dowolnie pokolorować. Złoty, wysadzany diamentami pistolet robi to samo, co czarny. I tak jest z muzyką. Jedni lubią kolorować mniej, inni bardziej i ta różnorodność jak w każdej innej dziedzinie jest pożądana. Czasem to wynika z braku pomysłu na to, co się robi i szuka się, aż materiał zabrzmi dobrze. A często jest tak, że we wczesnych procesach popełniono tyle błędów, że cała praca polega na ich naprawianiu. A innym razem rodzi się tyle pomysłów, że każdy jest lepszy od poprzedniego… Bywa bardzo różnie…

Ja trzymam się zasady, że każdy instrument w numerze musi być na tyle potrzebny, że utwór bez niego traci sens. Duży nacisk kładę na to jak dana partia wypełnia przestrzeń. Jak w tej przestrzeni brzmi i jaki ma wpływ na całość. Jeżeli jest ok, idę dalej (śmiech). Ważne są też warunki, w jakich pracujesz. Proces produkcyjny idzie szybko jak słyszysz, co robisz. Wtedy świadomie podejmujesz szybkie dobre decyzje. Moim zdaniem kluczem do oceny, czy numer jest gotowy czy nie, jest odpowiedź na pytanie: czy osiągnąłem cel założony na początku.

E: Dla mnie odpowiedź jest prosta. Za to odpowiada wrodzone wyczucie. W każdej dziedzinie sztuki, nie tylko w muzyce.

Odpowiadasz za elektronikę, bas, gitarę, klawisze, Bóg jeden wie, co jeszcze. Co z kolei z saksofonem? To również Twoja robota czy może pojawił się ktoś z zewnątrz?

R: Nie, na "TY" jesteśmy tylko my (śmiech). Cóż, lubię grać, więc się nie oszczędzam. Granie na tych instrumentach było nie lada wyzwaniem. Sam fakt, że np. w przypadku perkusji nagrywasz samego siebie, czyli w reżyserce ustawiasz rozbieg na ile się da, wciskasz REC i biegniesz do pomieszczenia gdzie musisz usiąść na stołku, nałożyć słuchawki, chwycić pałki jednocześnie licząc w głowie takty, które odlicza metronom… Grasz przelot… Czasem cały, a czasem wywrócisz się na pierwszym takcie. Dramat. Ale udało się. Z gitarami było już łatwiej. Najłatwiej z nagrywaniem Ev. Siedzisz wygodnie w reżyserce i pilnujesz poziomów. W tle leci pornol, obok kawa i czekolada. Słuchasz jak twoja dziewczyna sprawia, że utwory nabierają nowego wymiaru. Jeden z ostatnich twórczych procesów. Najlepszy. Saksofony też są grane, niestety wirtualnie za pomocą klawiatury sterującej. Za saksofonistkę przebrała się Ev i w tym przebraniu nagrała wszystko, co słychać na płycie. Bardzo żałuję, że nie są żywe, bo stanowią wyjątek. Bez nich na albumie - gdyż taki był zamysł, nie znalazłby się żaden wirtualny instrument. Jednak ich wartość na materiale jest bezsporna i nie wahałem się ani chwili przy podjęciu decyzji.


Do promocji wydawnictwa wybraliście bardzo ciekawy utwór. "Steam" to bowiem coś na kształt dłuższego intro. Dlaczego tak niestandardowa (nawet jak na Was) kompozycja została wybrana na "singla"?

R: Wszyscy, którzy nas znają doskonale wiedzą, że nasze działania marketingowe nie wynikają z planowania. Staramy się być spontaniczni. I tym razem było tak samo. Miałem bardzo mało czasu na zrobienie obrazu do promocji. Ev była w tym czasie zajęta innymi rzeczami. Do głowy przyszedł mi prosty pomysł, który był związany ze "Steam". Dość szybko udało się go zrealizować i poszedł jako pierwszy. Bardzo lubię ten numer. Bardzo dobrze bawiliśmy się przy kręceniu, ale to widać w obrazie (śmiech).

E: Ten utwór ma gęstą i oblepiającą atmosferę. Wchodzisz przez niego w album, jak przez uchylone drzwi do ciemnego mieszkania. Czujesz niepokój, bo te drzwi trochę skrzypią, trochę chrypią i trach! Zatrzaskują się za Tobą. Mi taki początek historii pasuje.

Biorąc pod uwagę fakt, że w numerze pojawia się cytat z "Miasteczka Twin Peaks": jesteście fanami serialu? No i co sądzicie o powrocie Lyncha do tego miejsca? Tj. "Twin Peaks" z 2017 roku?

R: Cytat rozpoczynający "Ty", to mój hołd dla Davida. Jest to reżyser plasujący się w gronie tych najmocniej odciskających się na mojej psychice. Trzeci sezon "Twin Peaks" uważam za absolutnie dzieło sztuki. Poprzednie sezony też są świetne. Co jakiś czas do nich wracam.

E: Mnie wciągały nawet raporty pogodowe Lyncha, pomimo że dotyczyły zachmurzenia nad Los Angeles a nie nad Polską. Rafał dostał ode mnie dywan wzorowany na podłodze z serialowego "Red Room". Chciałam, żeby miał stały, fizyczny kontakt z miasteczkiem. Przez stopy oczywiście.

Jak wyglądało tworzenie teledysku do "Steam"? Tworzenie "time lapsu" nie było męczące? Czeka nas jeszcze jakieś wideo związane z "TY"?

R: Film nie był kręcony poklatkowo. Oczywiście majstrowałem przy timeing'u. Samo kręcenie jak na nas dość sprawnie poszło. Mieliśmy super warunki. Przyczepa stała pod domem. Nie musieliśmy się martwić o prąd. Trochę jak na planie Hollywood tylko aktorki fajniejsze (śmiech). Bardzo chciałbym, by udało się zrobić obraz do numeru "Ty". Dużo o tym rozmawiamy i jestem pewny, że powstanie.

E: Mnie praca nad wideo nie zmęczyła. W scenie, o którą pytasz po prostu stałam w gaciach pod drzewem. Prosta robota.

Pojawiło się także wideo do "Selene", ale już na innym kanale. Loya von Mird to twór Eweliny?

E: Loya to jedno z moich alter ego. Nie będę rozwijać tego wątku. Lepiej omówię to z psychiatrą.

Ciekawym utworem jest "Rondo", w którym Ewelina melorecytuje niczym... głos nawigacji. Taki był zamysł? W końcu to taki utwór o... ucieczkach i powrotach.

E: Człowiek też posiada wewnętrzną nawigację. Odpala się ona rzadziej niż ta w samochodzie, bo tylko w sytuacjach skrajnych, ale na szczęście rzadziej się myli. Można ją nazwać instynktem samozachowawczym. Nie było zamysłu, jechałam na automacie, bo o tym jest ta piosenka.

R: Uwielbiam ten numer i to, co z nim zrobiła Ev. Była trochę na mnie zła, bo wykorzystałem właściwie jej brudnopis w trakcie gdy nad tym pracowała. Ale dla mnie wyczerpała temat i nie chciałem już niczego innego.

"TY" to po raz kolejny mieszanka dość... eklektyczna. Trudna do zaszufladkowania, opisania w recenzjach. Kiedyś Rafał określił swoją muzykę jako: dark trip-hop. Trzymasz się tego terminu? Zaskoczyły Cię w recenzjach jakieś porównania czy określenia?

R: Myślę, że srogi pop wyjaśnia wszystko. A tak na serio, dla nas to najlepszy komplement. Jak nie można nas wrzucić do oczywistego worka, to znaczy, że jesteśmy przynajmniej trochę inni. Dla artysty nie ma nic cenniejszego niż trudność w zakwalifikowaniu go przez krytyków. Wydaje mi się, że dark trip-hop to nie było moje określenie. Powstało na potrzeby MOANS Music i zrobił to ktoś z zewnątrz opisując nasza muzykę. Pewnie można w niej znaleźć sporo naleciałości z Bristolu, ponieważ między innymi na tych dźwiękach się wychowywałem. Nie użyłbym jednak tego do podsumowania całości.


U mnie w recenzjach wydawnictw Slaid niejednokrotnie pojawiały się Nine Inch Nails (sprawdziłem: z różnych okresów!), Ulver z czasów "Perdition City", a w tych bardziej gitarowych partiach: Micka Gordona czy Sonic Mayhem. Słuchasz tych grup/artystów, czy może jednak Twoje zainteresowania leżą gdzie indziej?

R: Bardzo mało słucham muzyki. Nie umiem zrobić sobie wolnego od pracy przy swoich dźwiękach, a to powoduje bezustanne obciążanie mojego słuchu. Staram się go oszczędzać. Nie pamiętam kiedy ostatnio włączyłem gramofon. W całości płyt słuchamy tylko podczas dłuższych podróży. Z drugiej strony są takie płyty które mogę odtwarzać z pamięci, m.in. Reznora, Bowiego czy Gore. Ich muzyka zawsze była dla mnie inspiracją. Ich produkcje niedoścignionym wzorem. Dziś rzadko porywa mnie coś nowego… Mam wrażenie, że podobają mi się już tylko piosenki, które wcześniej słyszałem.

Wcześniej do współpracy zapraszałeś zaprzyjaźnionych muzyków. Planujecie wrócić do tego pomysłu?

R: Na tą chwilę nie. Tamta formuła się wypaliła i nie chce do niej wracać. Bardzo dobrze pracuje mi się tylko z Ev.

E: Bo przecież tylko ja Ciebie rozumiem (śmiech).

W 2020 roku razem z Arturem Ostrowskim z [4672] zrobiliście płytę EvMa. Jednorazowy wybryk czy może dostaniemy kiedyś kontynuację? Jak w ogóle narodził się ten projekt?

R: Nie wiem czy jeszcze coś wspólnie zrobimy, ale kto wie. Musimy poczekać na moment, gdzie obaj będziemy mieć czas dla siebie. Lubimy się i mamy bardzo podobne podejście do pracy. Wspaniale się dogadujemy i uzupełniamy. Mam nadzieję, że coś jeszcze razem zrobimy. Co do genezy: nie pamiętam, ale chyba chodziło o zrobienie dobrze naszym dziewczynom. Nie mieliśmy na kwiaty i wpadliśmy na pomysł, by zrobić płytę, którą nazwiemy Ewelina i Marta. Tak też się stało. Dalej są przy nas, więc pomysł okazał się trafiony.

E: Dzień Kobiet tuż, tuż. Teraz czekam na balladę graną pod oknem. Może być solówka na perkusji w hołdzie kobiecości.

"NIMB", "Le Rêve" i "TY" są do kupienia w wersji fizycznej. A co z debiutanckim "Sands"? Doczekamy się kiedyś jakiegoś wznowienia?

R: "Sands" nigdy nie był wydany na fizycznym nośniku i nie planujemy tego zmieniać. Co do "NIMB" i "Le Rêve" to nakład się prawie wyczerpał, ale nie widzimy zapotrzebowania na więcej. Jak się to zmieni, na pewno będziemy działać. Nie wierze w to jednak zbytnio, gdyż nośnik CD przestaje mieć znaczenie. Nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić.

Dość aktywnie zaczęliście działać na profilach społecznościowych. Całkiem niedawno pojawiły się chociażby zdjęcia z Andrzejem Choromańskim. Coś się szykuje nowego w muzycznym w świecie Slaidize? A może to jakiś nowy Atrocious Filth się tworzy?

R: Zdjęcia z Andrzejem to nic nowego. Jest obecny w moim życiu nieprzerwanie od początków "Moans". Jego portret zdobi moje pianino. Wydaje naszą muzykę. Wspiera nas od początku jak nikt inny. Zdarza się, że czasem zupełnym przypadkiem znajdziemy się przy instrumentach i zawsze od razu toniemy w improwizacji. Mało jest ludzi, z którymi lubię to robić. Andrzej niewątpliwie należy do tego grona i uwielbiam się z nim zatracać. Co do samego zdjęcia: udowadniamy sobie na nim, że da się zagrać po 8 latach całe "Moans" od tyłu akustycznie. Da się.

A jak z koncertami? Trasy robi Zamilska, do ludzi wyszedł Lifeless Gaze. Myślałeś nad tym, w jaki sposób można by było zaprezentować dźwięki Slaidize na żywo?

R: Oczywiście. To mi od lat spędza sen z powiek. Wiem jak to zrobić. Wiem, że to byłaby wspaniała zabawa. Niestety ciągle nie umiem tego zrealizować. Potrzebni są ludzie. W warunkach gdzie się dokłada a nie zarabia, ciężko zmusić do odpowiedzialności. Dla młodych jesteśmy za starzy. Starzy są ograniczeni czasowo. Temat jest bardzo trudny. Ale ciągle na tapecie. Mam nadzieję, że się w końcu ziści.

No i to by było wszystko, co przygotowałem! Dzięki za poświęcony czas i na koniec poproszę o kilka słów dla naszych czytelników!

E: Czytelnikom dziękuję i pozdrawiam, bo to wymierający gatunek. Powinien być pod ochroną sprawowaną z ramienia Ministerstwa Kultury.

R: Mamy nadzieję, że Tomek nie wyleci za ten wywiad z roboty. Chociaż jak dopytuje o rozszerzenie składu, podejrzewam, że może czuć pismo nosem i szuka dla siebie nowego miejsca. Bardzo dziękujemy za rozmowę. Kochajcie się! Pozdrawiamy! #slaidize


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 06.04.2024 r.



© https://www.METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!