Ryujin - "Dużo o mnie wiesz!"


Japońska grupa Ryujin co prawda na koncie posiada tylko jeden, wydany w styczniu tego roku album, ale trudno tę płytę nazwać debiutem. W końcu wcześniej muzycy grali pod nazwą Gyze, nagrywając cztery studyjne krążki. Cóż to się stało, że po dwunastu latach postanowiono porzucić znany szyld i zacząć niejako od zera? O rebrandingu, płycie "Ryujin", japońskiej kulturze, współpracy z Mattem Heafym z Trivium (pełniącym rolę producenta "debiutu") i łowieniu ryb rozmawiamy z liderem i głównym kompozytorem zespołu: Ryojim Shinomoto. Który był wyraźnie zaskoczony tym, jak poważnie podeszliśmy do tego spotkania.





MetalSide: Co prawda Ryujin świętował niedawno premierę pierwszego albumu, ale myliłby się ten, kto by uznał Was za debiutantów. W końcu wcześniej jako Gyze wypuściliście cztery krążki. Dlaczego postanowiliście zmienić nazwę i tym samym zacząć niejako od zera?

Ryoji Shinomoto: Przede wszystkim Gyze wypuścił cztery albumy studyjne i miał okazję zagrać wiele wspaniałych koncertów. To duża część naszej historii, z której także jestem dumny. Z uwagi jednak na pewne okoliczności zdecydowałem się na zmianę nazwy z Gyze na Ryujin. Dla przykładu: przez szok koronawirusowy zespół zawiesił swoją działalność od 2020 roku. Czy powinniśmy przejść z Gyze do Gize od czasu "Asian Chaos"? Też był taki pomysł. Bo problemem zawsze było to, że błędnie wymawiano nazwę jako "GUYS", gdzie prawidłowo powinno być "GIZEH". Dodatkowo, w okolicach "Asian Chaos" pojawiły się w naszej muzyce japońskie motywy. Matt także początkowo myślał, że nazwę powinno się wymawiać jako "GUYS". Dlaczego więc jej nie uaktualnić, by pasowała do nowego brzmienia? Zaczęliśmy na ten temat dyskutować. Napalm Records również popierało ten pomysł. Wymyśliłem nazwę Ryujin, czyli bóg smoków. Pomysł wziąłem z mojego własnego imienia: Ryoji oznacza bowiem władcę smoków.

To nie była w ogóle pierwsza zmiana nazwy w Waszej historii. Pierwsze demówki pojawiły się jako Suicide Heaven. Dlaczego nie zostaliście przy niej na dłużej?

Byłem wtedy bardzo młody. Kiedy tylko padało słowo "samobójstwo", to czułem, że to niewłaściwe. Zaczęło się, gdy ujrzałem śmierć wielu osób podczas trzęsienia ziemi w 2011 roku. Po tym widoku nie byłem w stanie używać tego słowa. Poza tym świat jest bezwzględny i nieustannie się zmienia. Tak jak po zimie przychodzi wiosna, tak i wszystkie żywe stworzenia kiedyś muszą odejść z tego świata. To może być nieco inspirowane buddyzmem. Twitter też dopiero co zmienił się w X - wyprzedzają swoje czasy!

Jak pierwszy raz usłyszałem materiał Gyze, to w głowie pojawiła mi się nazwa Children of Bodom. Czy ta grupa stanowiła dla Ciebie inspirację? Czy może powinniśmy szukać gdzie indziej?

Można powiedzieć, że to prawda, ale jednocześnie, że niekoniecznie. Przede wszystkim bardzo lubiłem Children of Bodom, a dodatkowo łączy nas fakt, że melodyjnym partiom gitary towarzyszą growle. No i swego czasu byli bardzo popularni w Japonii. Dodatkowo mam długie włosy, jednocześnie śpiewam i gram na gitarze, shredduję, więc niektórzy mogą o mnie myśleć w taki sposób. Jednocześnie uważam, że sama istota naszej muzyki jest inna. To w jaki sposób rozwijają się akordy oraz melodie powinno być inne. A oprócz Children of Bodom lubię także skandynawski death metal.

Jest nowy album, ale i ostatni album Gyze pojawił się niedawno w streamingach jako Ryujin. Dlaczego zmiana nazwy w przypadku tego właśnie materiału?

Po prostu dlatego, że Gyze = Ryujin. Jestem obecnie w trakcie zmiany wszystkich moich wydawnictw, ale chyba japońskie firmy albo nie ogarniają streamingu, albo nie potrafią podkreślić pewnych rzeczy. Poza tym sam fakt, że tworzę muzykę jest ważniejszy niż nazwa. To zespół, który pozwala mi robić to, co chcę. Niemal wszystko skomponowałem i zaaranżowałem głównie sam - podobnie z tekstami.

Najnowszy krążek to "debiutancki" "Ryujin". Notka prasowa tego albumu twierdzi, że mamy na nim inspiracje od Gagaku do muzyki z anime. Mógłbyś rozwinąć ten temat?

Jeśli chodzi o anime, to będziesz pod jego wpływem już od dzieciństwa - również w Japonii. A już zwłaszcza w czasach przed Internetem. Myślę, że także muzyka z gier jest tą częścią kultury, z którą zdecydowanie będziesz miał kontakt dorastając w Japonii. Co do Gagaku, to dużo się o tej muzyce nauczyłem parę lat temu w świątyni, gdzie była grana wykorzystując ryuteki. Gagaku istnieje już ponad 1000 lat - mówi się, że to najstarsza orkiestra na świecie. Mówi się też, że jej korzenie sięgają również Chin i Wietnamu. Ogólnie mamy tam trzy instrumenty. Hichiriki jest głosem ludu, ryuteki to głos tańczącego na niebie smoka, a sho to reprezentacja tego nieba. Jednocześnie jednak, gdy połączy się te dźwięki, to otrzymamy cały wszechświat. Może być niezwykle trudno połączyć je z metalem, ale jak się uda, to efekt może wyjść niezwykle oryginalny. Gagaku jest bliskie muzyce atonalnej, więc kiedy połączy się ją z muzyką tonalną, to powstanie coś zbliżonego do efektu dźwiękowego. Myślę, że najłatwiej to usłyszeć w refrenie "Ryujin & Fujin" i na początku "Oriental Symphony", który wcześniej wypuszczony został jako singiel.


A jaką rolę pełni obecnie w grupie Shinkai Yukihiro? Bo widziałem, że nowy album został nagrany tylko przez 3/4 składu. Dlaczego?

Opuścił już zespół. Mniej więcej rok temu już rozmawialiśmy na ten temat z uwagi na to, że jego praca w studio stała się zbyt intensywna. "Proszę, dołącz do mnie na lokalnych koncertach jeśli tylko będziesz mógł!" - powiedziałem. Ma już prawie 60 lat, więc i tak w pewnym momencie nasza współpraca byłaby niemożliwa. Gdy do nas dołączył, to już wtedy był plan, że to na jakieś 5 lat. Jego odejście było więc nieuniknione. Poza tym dzięki wsparciu Matta byłem w stanie nagrać wszystkie partie gitar samodzielnie.

Szukacie teraz gitarzysty, który wspierałby Was na koncertach. Jak odzew? Już kogoś znaleźliście?

Są wiadomości od sporej ilości osób, które znam. Moim kontaktem w tej sprawie jest mój menadżer: Moritz - nie znam więc jeszcze szczegółów. Od 10. roku życia gram z jedną gitarą, więc nie przejmuje się tym za bardzo. Myślę jednak, że lepiej dla publiki, gdy zamiast taśmy słyszą dwa instrumenty. Także i pod względem wizualnym!

Na nowym albumie nie brakuje nawiązań do historii Japonii. Jakie instrumenty etniczne zostały wykorzystane?

Shamisen, gagaku ryuteki, hichiriki i sho. Mamy też chińskie erhu i parę instrumentów perkusyjnych. Taiko czy coś takiego. Dodałem też parę ścieżek, których nie byłem w stanie nagrać na prawdziwych instrumentach, jak np. koto czy biwa. Prawdopodobnie też chiński flet. Staramy się jak najwięcej grać na żywo, więc podczas procesu nagrywania w moim pokoju wala się mnóstwo różnego rodzaju instrumentów.

A za jakie historyczne wydarzenia postanowiłeś się wziąć?

"Raijin & Fujin", który napisałem razem z Mattem to słynny japoński obraz. To bogowie piorunów i wiatru. "Gekokujo" inspirowany jest okresem Sengoku - okresem wojny domowej, która miała miejsce w XV i XVI wieku, kiedy to niższe klasy pokonały te wyższe. Myślę, że to wszystko jeśli chodzi o tematy historyczne. Piszę również teksty o mojej interpretacji japońskich smoków oraz kulturze Ainu.

Dużo razy wspomniałeś już Matta Heafy'ego z Trivium. Jak zaczęła się Wasza znajomość, a później: współpraca?

Po naszym wywiadzie dla Metal Hammera dziennikarz i Matt rozmawiali o nas na platformie X. Opowiadał o Three Tone, jak również o Ibaraki, który został wtedy wypuszczony. Zarówno my, jak i on używaliśmy instrumentu o nazwie shamisen. Zobaczyłem tę rozmowę i postanowiłem się skontaktować! To było zaraz po pandemii. Przygotowywałem się do rozpoczęcia nowych aktywności - chciałem spróbować czegoś innego. Najpierw spytałem się go, czy nie zechciałby być gościem, ale on zgodził się na bliższą współpracę. Przyjął rolę menadżera i mentora, konsultując się ze mną w sprawie współpracy z wytwórniami i kierunku, który chcemy obrać. Jest moim najlepszym przyjacielem i kimś w rodzaju starszego brata. Pokazał mi potencjał tkwiący w czystych wokalach. Pełnił również funkcję trenera wokalnego. Myślę, że to nie było łatwe, bo jestem tym, który krzyczy. Tak jak już wspominałem, poszerzyły się nasze możliwości. Otworzył mi oczy na możliwość grania innych typów muzyki. Nigdy bym nie pomyślał, że przyjdzie dzień, w którym zaśpiewam balladę. Lubię też pisać utwory popowe, ale staram się nie grać ich w zespole. No ale to dzięki niemu pękła również i ta bariera. Jestem pewny tego, że to co mi dał będzie żyć wiecznie.


Matt pojawia się gościnnie w "Raijin and Fujin" i "The Rainbow Song". Pomógł skomponować te kawałki, czy pełnił tylko rolę gościa?

Jeśli chodzi o "Raijin", to stworzył partie gitar i refreny. Ja dodałem ścieżki rytmiczne, solówki, orkiestracje i japońskie instrumenty. Oryginalny pomysł wyszedł więc od Matta. "The Rainbow Song" była z kolei kompozycją, którą nie chcieliśmy nawet zrobić jako zespół. Zmieniliśmy zdanie po sugestii Matta. Oryginalny tekst był w języku japońskim, ale Matt przepisał go na angielski. Na nagraniu on i ja śpiewamy refren unisono.

Wśród utworów na nowej płycie znajdziemy "Kunnecup", który pamięta jeszcze czasy Gyze. Dlaczego postanowiliście wrócić do tej demówki, która wypuszczona została przecież w 2020 roku? Jak bardzo zmieniła się ta kompozycja?

Nie próżnowałeś przygotowując się do tego wywiadu - jestem zaskoczony. To prawda. Już w 2017 roku była wersja demo tego utworu, ale z różnych powodów nigdy nie został on nagrany. Nie sądzę by podejście do muzyki klasycznej pasowało do poprzedniego albumu: "Asian Chaos". Teraz z kolei numer trafił na krążek, ponieważ Matt sprawdził wszystkie moje demówki i mu się spodobały. Dodanie partii Pana Mukai na wiolonczeli poprawiło aranż i w końca kompozycja została ukończona. Również wstęp oraz czyste wokale były strzałem w dziesiątkę. Może zabrzmi to dziwnie, ale byłem zbyt wybredny jeśli chodzi o japońskie elementy. Matt wybrał z kolei te najlepsze i najprostsze środki. To było znaczące. Doceniam to, że wiesz tak dużo o naszej historii i rozumiesz naszą muzykalność.

Dziękuję. A jako że wspomniałeś drugiego gościa - Mukai Wataru z Kensai Philharmonic Orchestra - to powiedz mi: jak się poznaliście? Dlaczego to właśnie jego wybraliście?

Mieszkamy w tym samym mieście, a dodatkowo w 2019 roku pojawiliśmy w lokalnej gazecie - tak więc się znaliśmy. Ponad rok temu w końcu się skontaktowaliśmy i od razu powiedział, że chciałby coś wspólnie zrobić. Akurat byłem w trakcie tworzenia albumu, więc od razu doszło do nagrań! Gra również z wieloma znanymi artystami, więc był to wielki zaszczyt! Gra na przykład z Joe Hisashim, którego jestem wielkim fanem!

W "Kunnecup" bardzo wyraźnie słychać inspiracje muzyką klasyczną - w szczególności w solówkach. Lubisz taki typ muzyki?

Tak, to prawda. W tym utworze najbardziej słychać Mozarta. Jego twórczość miała duży wpływ. Kocham muzykę klasyczną, więc jej wpływ można usłyszeć wszędzie, nawet w tych najbardziej "japońskich" kompozycjach. Moim marzeniem jest napisać pewnego dnia własną symfonię.

Pod teledyskiem do "Saigo no Hoshi" znajdziemy informację, że na gitarze pojawia się Hannya. Kim jest ta tajemnicza postać?

Ona nie istnieje, ale jest obecna w klipie. Ale już na przykład w "Saigo" jestem tylko ja i Pan Mukai. Na poprzednim albumie Hannya był perkusistą. Shuji musiał opuścić zespół, by zająć się swoim zdrowiem psychicznym. Gdy więc brakuje jednego z członków, to wtedy do akcji wkracza Hannya. Wideo do "Gekokujo" było bardzo ważne - gdyby nie Hannya, to nie byłoby tak dobre. To tajemnicze i jednocześnie takie bardzo japońskie. Tak naprawdę, to w trzech teledyskach wszystkie osoby występujące jako Hannya są inne. Zabawne, nie?

Wcześniej wspomniałeś "The Rainbow Song". To w ogóle Wasz pierwszy numer bez growli! Jak on powstał?

Tak jak powiedziałem wcześniej, piszę dużo kawałków, które nie zamierzam zrobić z zespołem. To był jeden z nich i każdemu się spodobał. Oryginalnie kawałek ten napisałem z myślą, by zagrać go z Hatsune Miku. Tekst tego utworu również był nieco żartobliwy. Ale reszta grupy i ich znajomi nie mogli wyrzucić ze swoich głów melodii. Również Matt się z tym zgodził, więc zaczęliśmy grać ten kawałek jako zespół. Do tej pory oddzielałem utwory stworzone dla zespołu od tych, które nie powstały z myślą o nim. Od tej pory jednak chcę robić więcej numerów jako grupa.

W ogóle fajne kawałki wybraliście jako single. "Raijin & Fujin" - duet z Mattem. "The Rainbow Song" - pierwszy numer bez growli. "Saigo no Hoshi" - pierwsza ballada. "Gekokujo" - najmocniejszy kawałek w Waszej historii. Każda kompozycja jest więc inna. To podkreślenie tego, że Ryujin to coś nowego? Nowy start? Spodziewajcie się… niespodziewanego?

Zgadzam się. Każdy z tych numerów ma własną osobowość, ale jednocześnie nie ma żadnej wątpliwości, że to Ryujin. "Saigo" i "Rainbow" wybrane zostały przez Matta. Zdecydowaliśmy, że "Raijin" będzie pierwszym teledyskiem. Każdy numer posiada element szczęścia, złości i smutku (to taki japoński idiom). "Tęcza" szczęścia, "Gekokujo" to złość, "Saigo" smutek, a "Raijin" zabawa. Ciągle chcę się skupić na utworze "Ryujin" i "Guren no Yumiya".

Oprócz autorskich kompozycji mamy też cover Linked Horizon. Jesteś fanem anime "Attack on Titan"?

Wstyd przyznać, ale nigdy nie oglądałem tego anime. Nigdy wcześniej nie słyszałem też tego numeru, dopóki nie puścił mi go Matt… No ale to była super kompozycja. Moje wokale i Matta fajnie się tutaj uzupełniają. Chciałbym zobaczyć to anime, ale zastanawiam się ile czasu będę musiał na nie poświęcić.


Album już na rynku, jak więc wygląda sprawa promocji? Gdzie będzie można usłyszeć Was na żywo?

Rozmawiamy właśnie z Moritzem na temat koncertów w ramach letnich festiwali. Oczywiście jeśli nadarzy się okazja, to chciałbym także polecieć na drugą stronę świata.

W listopadzie mogliśmy w ogóle zobaczyć Was w Polsce. Obok Paine, Ensiferum i Elaine. Jak wspomnienia z tej trasy? Podobało się w Krakowie?

Przede wszystkim Polska jest dla nas ważna, ponieważ to właśnie Polska była pierwszym europejskim krajem, w którym zagraliśmy nasz pierwszy samodzielny koncert. Sama trasa była bardzo dobra. Podróżowaliśmy razem z Ensiferum i okazało się, że Japończycy i Finowie potrafią się świetnie dogadać. Muzycznie też dobrze się wpasowaliśmy, więc bardzo dużo rozmawialiśmy. Pain i Eleine często sprawdzali na miejscu co u nas słychać. Bardzo podobało mi się to, że każdego ranka witali mnie słowem "OHAYU". Ta trasa była wielką szansą dla zespołu. Z pewnością będę chciał powrócić do Waszego kraju.

Powoli kończymy ten wywiad, więc chciałbym jeszcze zająć się pewnymi "plotkami". Spotkałem się ze stwierdzeniem, że nawet niektórzy Japończycy mają problem z Twoimi tekstami, ponieważ pisane są one w sposób "archaiczny". O co w tym chodzi?

Z pewnością wiąże się to z tym, że podczas używania japońskich idiomów biorę pod uwagę rym. Innymi słowy, jestem świadomy brzmienia słów, by nie stały się tylko zdaniami. Może to coś w stylu Sutry Serca z Buddyzmu? Od dłuższego czasu włączam do moich tekstów tak zwane sutry.

Podobno jesteś też zapalonym wędkarzem! Jaka jest Twoja największa zdobycz? Kultywujesz to hobby również w trasie?

Dużo o mnie wiesz! Niestety podczas tras nie mam czasu na wędkarstwo. W zeszłym roku złowiłem tajmienia (to gatunek łososia), który miał około 80 cm! Najlepszą wyspą do łowienia ryb jest Hokkaido, więc wpadaj z wizytą!

To by dopiero była wycieczka! To w ogóle wszystko, co przygotowałem, więc dzięki za poświęcony czas i na koniec poproszę kilka słów do fanów z Polski!

Jak już wspomniałem, Polska była pierwszym krajem, który zwrócił uwagę na Gyze. Stąd też Wasz kraj zawsze będzie dla nas ważny. Kocham ludzi z Polski, więc spotkajmy się po raz kolejny w niedalekiej przyszłości! Muzyka Ryujin jest unikalna, ale także i nasz merch pełen jest japońskich wzorów - sprawdźcie więc, co przygotowaliśmy! No i proszę o rozpowszechnianie nazwy Ryujin po całej Europie!

zdjęcia: Litch


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 01.04.2024 r.



© https://www.METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!