Artillery - "To głupie! Wypuśćcie całość!"


Artillery to jeden z tych europejskich składów, które powinno się szanować. Duńska formacja krzewi thrash metal (z przerwami) od 1982 roku i na koncie zapisać może sobie 10 albumów studyjnych. "By Inheritance" z 1990 roku to jeden z rozdziałów Biblii Thrashu, ale uczciwie trzeba przyznać, że choć w dyskografii formacji znajdą się nieco słabsze krążki, to jednak ewidentnych wpadek brak. Brak też większej ilości koncertówek, bowiem Artillery na koncie posiada zaledwie... dwie. Z czego ta ostatnia pojawiła się 2 lutego. Postanowiliśmy porozmawiać sobie o niej z zespołem, zwłaszcza że stanowi ona zakończenie pewnego rozdziału. O "Raw Live (At Copenhell)", zmianie składu, trudnej i niekiedy bolesnej historii formacji rozmawiamy z jej liderem. Oto legenda europejskiego metalu: Michael Stϋtzer.





MetalSide: Hej!

Michael Stϋtzer: Cześć! Przepraszam za spóźnienie - utknąłem w korku!

A nie ma problemu. Najwyżej będziemy trzymać tempo! (śmiech) Zacznijmy może od trasy po Stanach w ramach 40-lecia działalności. Rozumiem, że to daty przeniesione z zeszłego roku? W końcu mamy rok 2024, a to oznacza, że Artillery działa już 41 lat.

Tak, w planach było odbycie tej trasy w zeszłym roku. Niestety były pewne problemy z naszymi wizami, a dodatkowo część naszych członków postanowiła pójść... inną drogą. Dlatego trochę się to wszystko... No wiesz. No ale lepiej późno niż wcale! (śmiech)

Czy na te spóźnione urodziny przygotowaliście coś specjalnego? Np. jakieś numery, których wcześniej nie graliście?

Tak, przywieziemy ze sobą dwa numery, których nie prezentowaliśmy przez bardzo długi czas. Nie zabraknie też jednej zupełnie nowej kompozycji, która aktualnie jest ogrywana. Więc tak, coś tam przygotowaliśmy. Jednocześnie staramy się, by w setliście znalazło się miejsce dla każdego z albumów. Albo przynajmniej spróbujemy odhaczyć tyle, ile się tylko da, bo wiadomo: nie możemy grać przez dwie godziny, więc... (śmiech) Będziemy musieli dokonać pewnych wyborów. Podczas trasy po Stanach będziemy mieli różne setlisty - w zależności od miasta. Może być więc tak, że kolejnego wieczoru pojawią się trzy lub cztery numery, których nie zagraliśmy dzień wcześniej. Cały czas staramy się dodawać nowe rzeczy.

41 lat na karku a koncertówki jeno dwie... Jak to tak? Przecież Artillery daje znakomite występy!

Wcześniej nagraliśmy album koncertowy w Polsce. Katowice, bodajże 2008 rok. Zrobiliśmy go z Metal Mind. Tym razem jednak materiał nagrywaliśmy z myślą o bonusach. Dopiero, gdy usłyszeliśmy całość, to uznaliśmy, że trzeba to wypuścić bez cięć. Wszystko poszło znakomicie podczas tego koncertu, a brzmienie było świetnie. Niestety nasz perkusista - Josua - zginął potrącony przez autobus. Jest to więc także nasz hołd dla niego. Nie chcieliśmy dzielić tego występu. Wiele osób przyszło nas zobaczyć - publika była bardzo pobudzona. Dużo zespołów odpuszcza obecnie albumy koncertowe - fajnie więc, że wypuszczamy coś takiego.

No właśnie: miały być bonusy, a wyszła pełna koncertówka. Kiedy podjęliście decyzję, że jednak nie ma sensu wydawać pojedynczych numerów?

Kiedy usiedliśmy w studio, by zająć się miksem i wyborem kawałków, które zostaną ostatecznie zachowane. Przesłuchaliśmy wtedy cały koncert. Było z nami dwóch przyjaciół i oboje powiedzieli: "To głupie! Wypuśćcie całość! Dźwięk jest bardzo dobry, gracie tutaj świetnie, a publika jest nakręcona!". Właśnie dlatego postanowiliśmy to zrobić. Szkoda tracić tak dobrych nagrań. Mam nadzieję, że ludziom się spodoba. Zobaczymy!

Materiał zarejestrowano podczas festiwalu Copenhell. To był jeden z Waszych pierwszych występów po pandemicznej przerwie. Jak wyglądały przygotowania?

Dużo czasu spędzaliśmy w sali prób - ile się tylko dało. Copenhell nie był jednak przetarciem nowego szlaku, ponieważ udało się odwiedzić kilka festów: Rock Hard w Niemczech, Sweden Rock... Zagraliśmy więc kilka sztuk, co też na pewno pomogło. Nasza forma na Copenhell nie wzięła się więc znikąd.

Copenhell miał niesamowity skład. Iron Maiden, KISS, Judas Priest, Mercyful Fate... Miałeś czas na to, by się trochę pokręcić?

Tak, tak! Cały festiwal był świetny! Iron Maiden było dobre, Mercyful Fate było oczywiście bardzo dobre, KISS także... (śmiech) Nie widziałem KISS na żywo od bodajże 1976 roku! Fajnie było ich zobaczyć ten ostatni raz. Również... Był jeszcze jakiś jeden duży zespół... Ale już nie pamiętam... Metallica! Metallica była dobra! Przygotowali świetną setlistę. Spotkaliśmy się z Larsem Ulrichem po tym występie - dostał od nas w prezencie parę płyt. To była świetna edycja. Oczywiście to festiwal skupiony wokół naszego rodzinnego miasta, ale przede wszystkim lubię Copenhell, ponieważ to po prostu znakomicie przygotowana impreza.

Wracając do koncertówki z Katowic - jakbyś ją porównał do najnowszego wydawnictwa: "Live Raw"?

Och, tak. Tą pierwszą koncertówkę zrobiliśmy w Polsce wiele, wiele lat temu. Nagraliśmy jednocześnie CD i DVD. Kiedy jej teraz słucham, to jest całkiem w porządku. Uważam, że teraz gramy lepiej, ale to nie oznacza, że tamto wydawnictwo jest złe - jest ok. Nasz nowy album koncertowy brzmi jednak inaczej. I to jest efekt, który chcieliśmy osiągnąć.

Jak to się w ogóle stało, że wtedy podpisaliście kontrakt z Metal Mind?

Pamiętam jak po raz pierwszy od dłuższego czasu spotkaliśmy się całym zespołem - po to, by być może zacząć znów grać. Morten i ja próbowaliśmy już tego przez kilka ostatnich lat, ale nie byliśmy w stanie znaleźć odpowiedniego wokalisty - kogoś, kto byłby w stanie zastąpić Flemminga. Dostałem telefon od Metal Mind, ponieważ chcieli wypuścić box-set z czterema naszymi albumami. Zapytali się czy może nie miałbym jakichś bonusowych kawałków lub rzadkich zdjęć, które mogliby wykorzystać. Zgodziliśmy się, zaproponowali nam dobre warunki i zaczęliśmy współpracę. Później spytali się, czy nie chcielibyśmy przyjechać nagrać DVD i CD - właśnie "One Foot in the Grave...". Zrobiliśmy to, a zaraz potem powiedzieli, że chcieliby podpisać kontrakt na album. Nie ukrywam: byłem na to przygotowany! (śmiech) To wszystko stało się bardzo szybko. Dobrze się nam współpracowało z ludźmi z Metal Mind Productions.

Nowy album - "Live Raw" - to hołd złożony poprzedniemu składowi Artillery, a w szczególności Josua. Trudno było pracować nad tym wydawnictwem słuchając jego gry? Wiedząc, że już go z nami nie ma?

Tak, to było bardzo trudne, ponieważ byliśmy bliskimi przyjaciółmi. Często w trasie spędzaliśmy ze sobą czas gdy nie graliśmy. Często dzieliliśmy pokój. Trudno było mi słyszeć, że... Wiesz, ostatnie miesiące były dla niego ciężkie. Dopiero co udało mu się ściągnąć syna ze Stanów - jego żona jest Amerykanką, więc było z tym sporo problemów. To dlatego nie było go z nami podczas ostatniej trasy koncertowej po Ameryce Południowej. Wiadomość o jego śmierci dotarła do nas jak tam graliśmy. Było ciężko, ale wiedzieliśmy, że Jos nie chciałby, żebyśmy się poddali. Wiem, że byłby na mnie wściekły, gdybym uznał, że nie możemy kontynuować. Mam nadzieję, że usłyszy tę dedykowaną dla niego płytę i zobaczy, w którym miejscu teraz jesteśmy.

Wiadomo w ogóle, co tam się stało? To była wina kierowcy?

To było tak, że... To była nieoświetlona droga. Szedł przez krótki odcinek po niewłaściwej stronie, ponieważ zaraz miał zejść ścieżką prowadzącą do jego domu. A w tym samym czasie zakręt z dużą prędkością zaczął pokonywać autobus. No i w niego uderzył - nie miał żadnych szans.

Z tego co czytałem, to wracał z sali prób ze swoim zespołem. Na czym chciał się skupić muzycznie tuż przed śmiercią?

Te próby były po to, by trzymać kondycję. Grał z zespołem w sali prób, by nie wypaść z rytmu. Byliśmy w trasie, ale plan był taki, by do nas wrócił. Musiał więc być w formie. Taki był plan, ale niestety stało się coś takiego... Coś strasznego...


Zgadzam się. Rozumiem, że kontaktowałeś się z jego rodziną w sprawie wypuszczenia "Raw Live"? Nie mieli nic przeciwko?

Tak, jak najbardziej. Byli zdecydowanie za. Braliśmy udział w jego pogrzebie - w Kościele grano kawałki Artillery... Tak bardzo byli z niego dumni. Byli bardzo wdzięczni za to wydawnictwo, za to, że zrobiliśmy je dla niego. Również jego syn był z tego powodu zadowolony.

"Live Raw" to też ostatnie wydawnictwo z Dahlem na wokalu. Dlaczego opuścił Artillery?

Z powodów rodzinnych. Nie mógł już koncertować tak często, jak byśmy tego chcieli. Ciągle jesteśmy dobrymi przyjaciółmi - tu się nic nie zmieniło. Nie mógł jednak jechać w tak długie trasy jakie organizujemy. Odpadały podróże np. do Ameryki - dlatego postanowił odejść.

Na jego miejscu pojawił się teraz Martin. Muzyk najbardziej znany z Iron Fire, ale też i był wokalistą kultowej duńskiej grupy Evil. To miało znaczenie?

Z Martinem znamy się już bardzo długi czas. Zawsze mówiliśmy, że pewnego dnia będziemy musieli razem coś zrobić. Kiedy zadzwoniłem do niego pytając, czy byłby zainteresowany dołączeniem do Artillery, to odpowiedział tylko: "TAAK!". Spotkaliśmy się w sali prób, by zobaczyć jak to będzie działać i wyszło bardzo, bardzo dobrze. Dopiero co zrobiliśmy nasz pierwszy wspólny numer - "Ghost in the Machine". Bardzo dobry kawałek! Cieszę się z tego, że mam go teraz w zespole. Jest bardzo pozytywnie nastawiony - nie może się doczekać wyjścia do ludzi, grania na żywo. A to bardzo ważne.

Jest też zmiana na stanowisku gitarzysty. Odszedł Kræn Meier, a na jego miejscu pojawił się Rene Loua, który też odhaczył weteranów duńskiej sceny metalowej. Jak doszło z kolei do tej roszady?

Kræn chciał robić coś bardziej swojego. Chciał, by jego numery były bardziej w stylu Exodus. Spoko, ale Artillery zawsze chciało mieć w swoim repertuarze różne kawałki - nie chciało tylko cały czas pędzić, pędzić i pędzić. Postanowił więc zrobić coś takiego na własny rachunek i nie mam z tym problemu. My nie możemy mieć 12 szybkich kawałków na płycie, chcemy też... Jak sprawdzisz ostatnie nasze wydawnictwa, to znajdziesz zmiany stylów, nawet w obrębie jednej kompozycji. Tego nie zmieniamy. Teraz gra z nami Rene - to bardzo dobry gitarzysta, o bardzo pozytywnym nastawieniu. Bardzo chcemy pokazać go szerszej publiczności. Nowy skład świetnie wypadł podczas prób i Rene nie może doczekać się startu naszej lutowej trasy. My zresztą też.

Materiał na "Live Raw" zarejestrowaliście w 2022. Teraz mamy 2024. Dlaczego tak długo czekaliśmy na wydanie tej koncertówki? Chcieliście przeczekać ten najtrudniejszy okres?

Były dwa powody. Początkowo poszczególne numery miały być bonusami do nowego albumu - i to miało wypuścić Metal Blade. Kiedy postanowiliśmy wypuścić jednak pełny album koncertowy, to okazało się, że przygotowanie wszystkiego od nowa zajmie trochę czasu. Stąd takie opóźnienie. Miksem zajął się Søren Andersen, który miksował naszych ostatnich sześć krążków. Miał jednak wcześniejsze zobowiązania, więc tu również pojawiło się pewne opóźnienie. No ale lepiej późno niż wcale! (śmiech)

Jesteście związani z Metal Blade Records, ale koncertówka ukazała się nakładem Mighty Music. Dlaczego?

Dlatego, że Metal Blade nie było zainteresowane zrobieniem albumu koncertowego. Dali nam wolną rękę jeśli idzie o wybór wydawcy dla niej. Stwierdzili, że nie wierzą już w tego typu wydawnictwa - nie wiem dlaczego. Być może bali się tego, że nie sprzeda się tak dobrze jak album studyjny?

Niedługo trasy koncertowe i bardzo podkreślacie fakt, że po każdym koncercie będziecie czekać na fanów. Za darmo. Co więc sądzisz o płatnych Meet & Greet?

To coś bardzo złego. My nigdy nie będziemy brać kasy od fanów za coś takiego, bo jak zaczęliśmy grać... Wiesz, nie można grać tylko dla siebie, nie? To fani sprawiają, że grasz dalej. Mogą już kupić album, mogą kupić koszulkę czy coś takiego - bo to coś materialnego, coś, co mogą ze sobą zabrać. Ale za spotkanie nas? Bez przesady. Zawsze po występie przychodzimy na stanowisko z merchem by się przywitać czy podpisać jakieś płyty. Nie zamierzamy tego zmieniać.

Nasz redaktor naczelny potwierdza, że w 2011 roku we Wrocławiu czekaliście aż do ostatniego fana. Wtedy pstryknął sobie fotkę z Tobą i Mortenem. Ciężko było grać już bez niego?

Bardzo. Graliśmy razem chyba od kiedy mieliśmy 8 lat - od kiedy tylko zaczęliśmy coś tam brzdękać. To był ciężki okres gdy zachorował. Jakoś w okolicy 2017 roku nie mógł już z nami koncertować. Nie było łatwo. Na szczęście był w stanie pojawić się w studio i nagrać z nami swój ostatni album: "The Face of Fear". Cieszę się, że mu się udało. Stworzył jeden kawałek i nagrał solówki gitarowe. Mógł pokazać swoją grę ten ostatni raz.

Nie było dziwnie podczas tych pierwszych występów bez niego?

To również było trudne. Graliśmy ze sobą przez całe życie, więc gdy nagle masz innego gitarzystę, to... Wiesz, musicie się do siebie zbliżyć, złapać tę chemię, by kawałki wybrzmiały jak najlepiej. Nigdy o tym nie myślałem z Mortenem - po prostu wychodziliśmy i graliśmy (śmiech). Chodziliśmy razem na koncerty, widzieliśmy razem wszystkie te znakomite grupy. Nie było łatwo. Mam nadzieję, że teraz zrobi coś razem z Josem.


Minęliście ten punkt czterdziestu lat działalności. Sepultura po przekroczeniu tej granicy postanowiła zakończyć karierę - pomimo kapitalnej formy koncertowej. Zastanawiałeś się nad tym, jak długo jeszcze działać będzie Artillery?

Dopóki granie sprawiać mi będzie frajdę, dopóki w ogóle będę mógł grać. Nie widzę powodu do tego, by się teraz zatrzymywać. Ciągle mam sporo pomysłów w głowie. Czasami czuję się jakbym miał 25 lat! (śmiech) Uwielbiam wychodzić do ludzi, spotykać się z fanami, podróżować do nowych miejsc. Czekają nas dwie trasy po Stanach, na których zagramy jakieś 40 kawałków. Nie zrobisz czegoś takiego jeśli nie sprawia ci to radości. Nakręcają nas sami fani: zawsze są cudowni, cały czas nas wspierają. Po co więc kończyć, jeśli wszyscy dobrze się bawią?

Przez ten okres wiele się działo w obozie Artillery. Mnie ciekawią zmiany na stanowisku wokalisty. Dlaczego było ich aż tak dużo? Ja naliczyłem aż 9 różnych osób za mikrofonem!

Tak, ale tylko czterech czy pięciu było związanych z nami bliżej - jeśli chodzi o albumy czy prace nad nimi. Kilku na początku, jak i bliżej pierwszego zakończenia działalności nie było tak naprawdę z nami blisko związanych, wiesz? Flemming Rönsdorf, Søren Adamsen, Michael Bastholm Dahl, a teraz Martin Steene - to ci najważniejsi. No i również Carsten Lohmann, który śpiewał w tych pierwszych latach naszej działalności. Ich liczę jako tych prawdziwych wokalistów Artillery.

Powoli zbliżamy się do końca. Jako że tym głównym powodem naszej rozmowy był nowy album koncertowy Artillery, to powiedz mi jakie są Twoje ulubione koncertówki.

Trudne pytanie - sporo tego jest. Uwielbiam "Live and Dangerous" Thin Lizzy, pierwszą koncertówkę KISS, "Decade of Aggression" Slayera, lubię kawałki w wersjach na żywo z "Bounded by Blood" Exodus - znalazły się na "A Lesson in Violence". Lubię "Slade Alive!" jeśli znasz te klimaty. Sporo tego jest! "Made in Japan" Deep Purple, "The Song Remains the Same" Led Zeppelin, Uriah Heep... Mógłbym tak bez końca! (śmiech)

Co w ogóle sądzisz o Thin Lizzy bez Phila? Byłem na ich koncercie i bawiłem się świetnie, choć wiadomo - to jednak nie to samo.

Tak, trudno dobrze się nie bawić, bo to przecież same świetne kawałki. Wiadomo, nie da się zastąpić Lynotta - to jedna z tych wyjątkowych osób. Uważam jednak, że wykonali dobrą robotę. Podobała mi się zwłaszcza gra Downey'a - to w ogóle fantastyczny bębniarz. Thin Lizzy nie robiło na mnie wrażenia, aż do 1976 roku - gdy usłyszałem ich z Brianem Robertsonem. Świetny gitarzysta. Lata później udało mi się ich zobaczyć z Garym Moore'em. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że naprawdę widziałem na żywo ten skład. Był znakomity!

A jak z nowym albumem Artillery? Jaki plan?

Ostatnia trasa po Stanach jest w czerwcu. Jak z niej wrócimy, to siadamy do reszty numerów i być może pod koniec 2025 roku nowy album będzie już na rynku. Tak myślę.

Ile demówek macie już przygotowanych?

Jeden wspomniany wcześniej numer, ale pomysłów na cztery lub pięć. To właśnie nimi powinniśmy się wkrótce zająć.

Gdzie muzycznie dotrzecie tym razem?

Ten gotowy utwór - "Ghost in the Machine" - to wcześniejsze lata Artillery w jednym kawałku. Troszkę starszych klimatów w stylu "The Challenge", nieco tego, co śpiewał Søren, a Peter powiedział, że ma też skojarzenia z numerem "The Face of Fear". Trudno to opisać - trzeba usłyszeć samemu. Niedługo pierwsze wykonanie na żywo - posłuchamy, co ludzie o nim myślą. Ja uważam, że to kawałek, w którym można się doszukiwać wielu inspiracji. Są w nim szybsze fragmenty, jak i nieco cięższe. Zobaczymy.

A kiedy Polska?

Mam nadzieję, że jak najszybciej. W zeszłym roku w Krakowie było świetnie. Wiem, że prowadzone są rozmowy z naszymi przyjaciółmi z Polski, więc być może niedługo znów się zobaczymy.

I to wszystko! Dzięki za poświęcony czas i poproszę o kilka słów dla Polskich fanów Artillery!

Witam wszystkich polskich fanów! My, Artillery, nie możemy się doczekać powrotu do Polski. Mamy nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy. Kupcie nasz nowy album koncertowy: "Raw Live"! Stay Metal!

Jeszcze raz dzięki! Miłego wieczoru!

Również dziękuję! Także za wsparcie! Mam nadzieję, że spotkamy się w Polsce! Cześć!


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 10.03.2024 r.



© https://www.METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!