Killsorrow - "Stay radiant!"


Killsorrow to krakowski zespół, który uformował się w 2008 roku. Na swoim koncie mają dwie płyty studyjne, a tematem przewodnim tej rozmowy jest ta druga z listopada 2019 roku. Gitarzysta Michał Sokół opowiada w jakich bólach powstawał album "Killsorrow" i perypetiach związanych z jego wydaniem. Ponadto kilka pytań z "innej beczki", na które muzyk odpowiadał dosyć chętnie. Zapraszamy do czytania! Przed Wami zespół Killsorrow!





MetalSide.pl: Hej! Zacznijmy od razu z grubej rury: nowy album w sprzedaży, ale podobno jego stworzenie to była droga przez mękę. Prawda to?

Michał Sokół: Cześć! To prawda, pod każdym względem była to walka. Mieliśmy niezdrową atmosferę w zespole, postawiliśmy sobie poprzeczkę wysoko jeżeli chodzi o nagrywanie, brakowało czasu, potem były problemy z wydawnictwem, nakładem, a teraz z promocją. Ogromna presja i ciśnienie. Na szczęście najgorsze mamy już za sobą. Płyta jednak kosztowała nas tyle emocji, że nie wkładamy w jej promocję tak wiele energii jak powinniśmy, a to kawał fajnego materiału.

W trakcie prac na nad nim przeszliście dość poważne zmiany w składzie. Zacznijmy od Marcina Parandyka - dlaczego opuścił on szeregi Killsorrow?

Nie opuścił, tylko wyleciał (śmiech). Co najzabawniejsze członkowie zespołu którzy postawili na szali siebie i Marcina już nie grają w Killsorrow. Głównym powodem takiej decyzji był brak zdecydowania Marcina. Miał wtedy trzy kapele, wyjeżdżał na koncerty z jedną, nie dbając o dwie pozostałe. W takich sytuacjach trzeba określić sobie priorytety.

A jak zaawansowane były wówczas prace nad nowymi kompozycjami?

Instrumenty były już zarejestrowane w studio. Marcin podogrywał nawet już piloty.

Śledzisz obecne poczynania Waszego byłego frontmana w Vane i Thy Disease?

To nie jest moja muzyka, ale zerkam z ciekawością. Początkowo miałem trochę żalu do Marcina, że nie dbał o zespół dzięki któremu ktoś go w ogóle zauważył, ale teraz jestem po prostu ciekawy jak daleko chłopaki zajadą. To jest trudny rynek i każdy próbuje swoich sposobów na sukces, dlatego zawsze warto obserwować.

Jego następcą został Piotr Ogonowski. Jak na siebie wpadliście?

Znałem Piotrka ze słyszenia, wiedziałem, że jest aktywny wokalowo. Po prostu napisaliśmy do niego, przyszedł na próbę i wjechaliśmy mu z butami w życie (śmiech).

(śmiech) Marcin posiada bardzo mocny, deathowy głos, natomiast Piotr potrafi również śpiewać bardzo czysto. Przerobiliście utwory, aby w pełni wykorzystać jego możliwości?

Tak, to jest to czego nam zawsze brakowało. W naszej muzyce jest wiele melodii, a śpiew Piotrka dodatkowo to uwydatnia. Stare utwory w nowych aranżacjach można usłyszeć na naszych koncertach.

Nie da się ukryć, że nowy krążek jest bardziej melodyjny, heavy metalowy wręcz. Od początku taki był zamysł?

Takie jest Killsorrow: melodyjne i z potężną dawką energii. Przy pisaniu materiału przyświecają mi zawsze te dwie wytyczne.


Jak w ogóle wyglądał proces nagrywania materiału? Chcieliście to bowiem zrobić tak, jak stare kapele - zabrzmieć niczym na żywo, bez równia śladów. Udało się czy nie do końca?

To prawda, płytę nagrywaliśmy bez wyrównywania - pokazuje to nasze faktyczne umiejętności. Uważam, że przez to równanie współczesna muzyka jest wyprana z charakteru. Bardzo zależy mi na tym, aby było go w Killsorrow jak najwięcej. Jeżeli wyrównasz bębny, to tak jakbyś wywalił perkusistę - przecież w tych mikro przesunięciach jest cały feeling i energia. Podobnie jest z innymi instrumentami: nierówności to element charakteru zespołu. Jak potniesz wszystko na kwadraty, od linijki, to zbliżysz się do brzmienia maszynowego. Zupełnie nie o to nam chodziło.

Od premiery minęło trochę czasu - jesteś zadowolony z efektów tej ciężkiej, kilkuletniej pracy? Coś dało się zrobić lepiej?

W zasadzie wszystko (śmiech). Produkcja tej płyty to była szkoła tego co robić i jak robić, a czego nie. Piotrek śpiewał w studio chory, miał na przygotowanie linii wokalnych trochę ponad miesiąc. Nie "czuliśmy" się jeszcze muzycznie, a ja nie znałem jego możliwości. Mimo wszystko jestem dumny z tego materiału. Odpowiedni odzew mediów odnośnie płyty dopiero nieśmiało zaczyna do nas spływać.

Wraz z egzemplarzem promocyjnym płyty otrzymałem ogromny plakat Piotra "The Amazing Ogon" Ogonowskiego. Rozumiem, że mam go powiesić nad łóżkiem i wzdychać? (śmiech) Kto odpowiada za ten "suwenir"?

To pomysł naszego byłego basisty. Chcieliśmy w jakiś sposób zrekompensować opóźnienie produkcji nakładu. Takie mrugnięcie okiem do fanów którzy pamiętają czasy Bravo. Nie jestem pewny czy Piotrek jest w Twoim typie, ale może zasłuży na miejsce na ścianie obok Maryli Rodowicz (śmiech).

Może wyląduje na ścianie w piwnicy (śmiech). W trakcie nagrywania płyty ze składu wykruszył się Paweł Sokołowski, którego na płycie usłyszymy w pięciu kawałkach. Jakie były powodu zakończenia Waszej współpracy?

Jeżeli chodzi o powody odejścia Pawła, to byłoby najlepiej zapytać jego samego.

Rozumiem. A co powiesz o tytule nowego krążka - w końcu nosi on nazwę zespołu. Coś chcieliście przez to powiedzieć? Otworzyć tym sposobem nowy rozdział w historii grupy? Czy po prostu nie było pomysłu? (śmiech)

To było celowe. Pierwsza płyta nas ukierunkowała. Ale dopiero wraz z materiałem na drugą płytę zaczęliśmy się kręcić wokół post-apokalipsy. Stroje, okładka, scena, wszystko jest spójne. To Killsorrow które wie już czego chce.

Utwór "One Last Day" w książeczce widnieje jako "On the Last Day" i na dodatek znajduje się po "Warriors of the Storm", a więc pod sam koniec. Zwykła pomyłka czy może przeszedł on jakąś poważniejszą metamorfozę?

Znalazłeś buga (śmiech).

Miałem nadzieję, że coś się będzie za tym jednak kryć (śmiech) No nic! W "World Turned Off" pojawiła się solówka na thereminie - skąd pomysł na wykorzystanie tego właśnie instrumentu?

Byłem zafascynowany tym instrumentem od dłuższego czasu. Któregoś razu w DMP studio zauważyłem, że Adaś posiada theremin. Zacząłem dopytywać i okazało się, że potrafi na nim grać. Sam też sobie na nim trochę pojęczałem, ale ostatecznie poprosiłem żeby zagrał nam na nim solówkę. Theremin ma bardzo oryginalne brzmienie pomiędzy ludzkim głosem a syntezatorem. Kojarzy się trochę z grą na pile.



Grafiki z książeczki dołączonej do płyty przypominają ujęcia filmów z jakiegoś starego telewizora. Osobiście na myśl mi przyszły wprowadzenia do klasycznych odsłon serii "Fallout". W przedostatnim kawałku padają nawet słowa "War, war never changes". Czyżbyś był fanem?

Te słowa to pomysł Piotrka na mały ukłon w stronę tej serii. Owszem jestem fanem post-apokaliptycznych produkcji. "Mad Max", "Waterworld", "The Postman", "Fallout" - to świetne inspiracje.

To która część "Fallouta" jest najlepsza i dlaczego jest to "dwójka"? (śmiech)

No to pogadaliśmy (śmiech). Mogę dodać tylko tyle, że nowe Fallouty od Bethesdy to dno.

Amen! (śmiech) Płytę promował klip do utworu tytułowego. Co dalej? Macie już w głowie pomysł na nowe wideo? A może czeka nas jakiś singiel?

Tak w ogóle dowiedzieliśmy się, że ten nasz tytułowy utwór średnio przedstawia nowy materiał. Planujemy puścić jeszcze jakieś wideo do utworów z płyty, w końcu dopiero zaczynamy jej promocję, potem na pewno single z nowym materiałem. Czujemy się z Piotrkiem już dobrze zgrani, chcemy to pokazać.

Ostatnio na miejscu Pawła na drugiej gitarze pojawił się Karol Gołuch. Kto zacz? Jak się poznaliście?

Karol pojawił się u nas jako gitarzysta sesyjny. Fajny człowiek i świetny gitarzysta, jednak wspomaga nas tylko w wyjątkowych przypadkach. Aktualnie jesteśmy w trakcie rekrutowania stałego gitarzysty.

Promując krążek wyruszyliście w trasę z Hunter. Jak przyjęła Was publiczność?

Trasa z Hunterami wskoczyła nam w ostatniej chwili, a Karol był wtedy niedysponowany. Musieliśmy więc grać w osłabieniu z jedną gitarą. Pomimo tego odbiór w naszym odczuciu był fantastyczny. Oby więcej takich koncertów!

A jak było w czeskim Jabłonkowie? Rock Cafe Southock to podobno fajne miejsce.

Bardzo fajny, klimatyczny lokal, choć publiczność nie dopisała w takim stopniu jak byśmy sobie tego życzyli. Tutaj miało na to wpływ kilka czynników.

A gdzie w najbliższym czasie będzie można zobaczyć Killsorrow na żywo? Macie już jakieś plany?

Na razie przegrupowujemy się, plany powstaną dopiero jak zamkniemy skład.

Zbliżając się do końca wywiadu, czego Wam życzyć na ten nowy, 2020 rok?

Żeby muzyka metalowa na świecie wróciła do swojej dawnej kondycji, żeby powstał na nią rynek w Polsce. Żeby In Flames nagrywali jak dawniej i żeby padł Internet.

To żeś z tym In Flames pojechał (śmiech) No i na zakończenie słówko do naszych czytelników!

Chodźcie na koncerty ulubionych zespołów, wspierajcie je. To Wy decydujecie o kondycji muzyki w naszym kraju. A jeżeli podoba Wam się jakiś mniej znany zespół, to mówcie o nim, polecajcie i dzielcie się muzyką! Stay radiant!


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 28.01.2020 r.



© https://www.METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!