01. Hollow
02. My Virtue
03. If Only I
04. Live 2 Live
05. Embraced
06. Season Of Sundays
07. Once A Believer
08. Reason
09. Breathe
10. Somebody Save Me
11. Inside Yourself
12. A Life Less
13. As I Reflect



Muzyka to jednak piękna rzecz. Jak wytłumaczyć bowiem fakt, że uznane zespoły robią płyty średnie, słabe, czy wręcz do dupy, a raz na jakiś czas jakieś nieznane młodziki nagrywają album, który długo pozostaje w pamięci? Scena jest tak rozległa, że czasami warto szukać. Muzyka to przecież sztuka pełna niespodzianek, nigdy nie wiadomo, co czeka nas tym razem. Nic nie wskazywało na to, że bohaterowie tej cenzurki będą w stanie nagrać niezły album. Brak wytwórni, pięć lat milczenia, a jednak... "Embrace The Silence" powala od początku do końca. Czy już mówiłem, że muzyka to piękna rzecz?

No ale cóż to takiego za cudo? Vanishing Point pochodzą z tak darzonej przeze mnie sentymentem Australii. Do tego w kapeli gra gitarzysta polskiego pochodzenia. Chciałoby się powiedzieć, że na wejściu już mają z górki. Jednak nie otoczka, a sama muzyka się liczy. Ta w tym przypadku jest po prostu świetna. "Embrace The Silence" to najprościej mówiąc mieszanka melodyjnego power metalu z elementami progresywnego grania. Numery, które wypełniają krążek są dość rozbudowane. Mimo, iż oparte na chwytliwych patentach i nierzadko na niezłych klawiszowych motywach, nie stwarzają wrażenia cukierkowatych. Wręcz przeciwnie, ta muzyka dzięki sprawnie pracującym gitarom (Polak potrafi!) i perkusji może zainteresować nawet ludzi niezbyt lubujących się w power/progowym graniu. Kilka słów wypada poświęcić również wokaliście, bo jest o czym pisać. Silvio Massaro dysponuje bardzo ciepłą barwą głosu, kiedy trzeba potrafi też wyciągnąć swój wokal na bardziej mocniejsze rejestry (jak na niego oczywiście). Ogólnie jest miło i przyjemnie, niekiedy wręcz melancholijnie. Silvio dodatkowo ma też dar budowania świetnych linii melodyjnych. Praktycznie każdy numer zapada w głowę. No właśnie... Vanishing Point mimo tego, że nie grają prostego melodyjnego patataja, mają w sobie dużo chwytliwości, jednocześnie będąc zespołem korzystającym znacznie z tego, co wypracowały wcześniej zespoły prog metalowe. "Embrace The Silence" to bardzo zgrabnie przyrządzony kolaż różnych dźwięków. Dźwięków, które wciągają, powodują, że słuchacz zostaje przy tej muzyce na dłużej. Wielka sprawa. Wielka po stokroć, gdyż krążek trwa... uwaga... prawie 80 minut.

Wydawać by się mogło, że taka dawka muzyki jest wręcz nie do przetrawienia. Błąd! Nie wiem jakim cudem to się skubańcom z Vanishing Point udało, ale ten krążek nie nudzi ani przez sekundę! Więcej... tego chce się słuchać po 3-4 razy dziennie! Dawno tak długiego krążka nie słuchałem tak często. Nie wyrzuciłbym stąd żadnego numeru, prawdę mówiąc wcale bym się nie obraził, gdyby coś tu jeszcze dorzucono. Niestety fizycznie to niemożliwe, zatem już teraz z nadzieją w oczach czekam na drugi, tak świetny krążek Australijczyków (i Polaka).

"Embrace The Silence" polecam po prostu wszystkim. Lubujesz się w brutalnym metalu czy preferujesz coś melodyjnego... nieważne! Vanishing Point stworzyli 80 minut świetnej muzyki i naprawdę trzeba tego posłuchać. Coś mi się wydaje, że chłopaki na nowej płycie mogą spoooro namieszać. Oby tak było.

PS. Pozdrowienia dla Krzysia Porcianko :)

Krzysiek / [ 06.09.2005 ]




brak recenzji





Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =








Vanishing Point
Embrace The Silence

Dockyard 1 - 2005 r.




9/10



brak recenzji



© https://www.METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!