1. Blow Your Trumpets Gabriel
2. Furor Divinus
3. Messe Noire
4. Ora Pro Nobis Lucifer
5. Amen
6. The Satanist
7. Ben Sahar
8. In The Absence Ov Light
9. O Father O Satan O Sun!



Behemoth - przez jednych wychwalany, przez drugich potępiany. Nienawiść polska do wszystkiego co sukces odnosi jest... polska. Przy okazji premiery "Evangelion" zdawać by się mogło, że Nergal i spółka postawili kropkę nad "i" w kwestii brzmieniowej, aranżacyjnej, każdej.

No i przyszedł Pan Satanista do słuchacza, a słuchacz w-piekło-wzięty.

Pierwszą rzeczą, którą się zauważa to nazwa owego wydawnictwa - "The Satanist". Nieco niezrozumiała, jeśli mamy na względzie to, że kilka płyt temu mieliśmy album "Satanica". Powielanie? Brak lepszego pomysłu? Marketing? Moim zdaniem to ostatnie - w mediach, aż szumiało od złego "satanisty" Nergala, więc podejrzewam iż lider postanowił pociągnąć posokę narodowego "hejtu" za sobą i dolać oliwy do ognia. Takie "a niech gadają!". Z marketingowego punktu widzenia na pewno słuszne posuniecie, które akurat mnie osobiście niezbyt pasowało... do czasu.

Okazuje się, że motyw "satanisty" pod chyba każdą możliwą postacią jest również motywem przewodnim albumu w warstwie tekstowej i - cholera - trzyma się tu kupy lepiej niż zakładałem. Kompozycje są równe, spójne, przepełnione niebotyczną nienawiścią, agresją i szczerością. O ile dwa pierwsze czynniki da się po prostu wyrobić w sobie, to ten trzeci po prostu albo się ma albo nie. Płyta jest nieprzyzwoicie mroczna i zła, co jest zaletą min. miksu całości. Gitary tu bardziej przypominają fruwające komary niż ciężarówki z gruzem. Behemoth zdążył nas już przyzwyczaić do chirurgicznego, sterylnego death metalowego brzmienia, tymczasem całość jest iście black metalowa. Czasem ciężko usłyszeć co się dzieje taki chaos panuje. Czy to źle? Wręcz przeciwnie! Brzmienie nadaje niesamowity klimat tej produkcji. Mamy brudną całość, mordercze tempa perkusji, bardzo wyeksponowany bas i oczywiście wszędobylskie "tromby-bomby".

Album otwiera znany większości "Blow Your Trumpets Gabriel", który jest... jednym z gorszych momentów płyty. Dobry pomysł, prawdopodobnie dobre chęci z wymijającymi się gitarami, jednak w praktyce troszkę zbyt wielki chaos się zrobił (ten negatywny). Utwór dobry ale nie najlepszy na albumie. Następny "Furor Divinus" wprowadza morderczy blast i taki Behemoth jakiego oczekiwałem! Istne morderstwo. "Messe Noire", do którego powstał ostatnio teledysk, zaskakuje spokojną końcówką wypełnioną gitarowymi wymianami solówek, a także spokojną zwrotką i morderczym refrenem. Bas błyszczy uzupełniając stopę w międzytaktach. Dalej mamy odmiany przychodzi nam tutejszy "hicior" czyli "Ora Pro Nobis Lucifer". Rytmiczne tempo, łatwy do powtórzenia refren i niezła chwytliwość. "Amen" zaczyna się konkretnym strzałem w pysk. Takich temp na co dzień się nie słyszy! W tym utworze mamy dziwną wstawkę na kotłach, kojarzącą się z jakimś czarcim rytuałem, a dalej znów strzał. Pięknie! Utwór tytułowy - "The Satanist" - aranżacyjna perełka! Niby proste granie, ale o takiej nośności, że włos na plecach się jeży. Prosta zwrotka, prosty refren, genialne riffy i miażdżący koniec przepełniony orkiestracją. "Ben Sahar" w sumie niczym szczególnym się nie wyróżnia - ot kolejny dobry numer pozbawiony raczej wodotrysków, za to "In The Absence Ov Light" dostarcza nam kolejną po pamiętnym "Luciferze" dozę polskości w postaci fragmentu wiersza autorstwa Gombrowicza.

W owym polskim fragmencie nastrój utworu kompletnie się zmienia - słyszymy naturalny głos Nergala, w tle klasyczną gitarę i saksofon, a to wszystko tylko po to aby znów ruszyć pełnym blastowym kopytem! Utwór nagle się zmienia w wolny, ślamazarny twój, okraszony dziwnym efektem na werblu. Co ciekawe utwór bardziej kojarzę z fajnymi, odbijającymi się w tle gitarami niż polskim akcentem. I tym sposobem dochodzimy do kwintesencji albumu w postaci utworu "O Father O Satan O Sun!" - istnym, bezapelacyjnym majstersztykiem w dorobku zespołu. Utwór trwający ponad siedem minut, dostarczających niesamowitych emocji, utwór który słuchając po raz 500-setny dalej wywołuje ciarki na plecach. Prosty riff a'la "Kashmir" by Led Zeppelin, świetny tekst, genialnie dobrane chóry i orkiestracje. To wszystko się zgadza jak nigdy dotąd! Pamiętacie wspomnianego epickiego "Lucifera"? Tutaj jest 10 razy więcej klimatu! Utwór i płyta zarazem kończy się monumentalnym riffem lecącym ponad 3 min, z przejmującym recytowaniem, gdzie Nergal użył swego całkowicie naturalnego głosu. Zabieg ten osobiście kojarzy mi się z Kreatorem i utworem "Ancient Plague", jednak tutaj jest bardziej nośnie, dosadniej, romantyczniej...

Podsumowując - tego się po Behemoth nie spodziewałem - to znaczy wiedziałem, że nagrają dobra płytę jak zwykle - ale ten strzał mnie przerósł. Krążek kojarzący się z brzmieniowo brudnym i chaotycznym "Pandemonic Incantation", posiadający taki ładunek energii, że nie sposób nie przyznać Behemoth obecnego statusu. Statusu kapeli eksportowej, reprezentującej Polskę poza jej granicami, obecnie jednym z niewielu powodów by być dumnym z bycia Polakiem. Według mnie ocena może być tylko jedna. Gorąco polecam!



Messe Noire:



Adam "Banan" Banaś / [ 20.05.2015 ]







Nick:  



E-mail:  



Treść komentarza:  



Suma 2 i 3 =




Krzysiek [ ff@wp.pl ] 21-05-2015 | 08:59

Marna płyta już dawno marnego zespołu


Grzelu [ grzelak126@wp.pl ] 21-05-2015 | 12:22

Najgorsza płyta roku


KAT [ oo@wp.pl ] 06-06-2015 | 23:30

Genialna płyta wybitnego zespołu. Jedno z najlepszych dokonań ekstremalnego metalu.






Behemoth
The Satanist

Nuclear Blast Records - 2014 r.




10/10




© https://www.METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!